Poruszając się w wodzie tak jak czynią to morświny, w wykorzystaniem monopłetwy, śmiałek próbował przepłynąć z Trójmiasta na Półwysep Helski, by zwrócić uwagę na problem bałtyckich ssaków. Niestety, na przeszkodzie stanęły kłopoty techniczne.
Leszek Naziemiec podjął próbę przepłynięcia w monopłetwie dystans 18 kilometrów z Gdyni na Hel techniką morświna. Próbę pokrzyżowały jednak problemy techniczne towarzyszącej mu łodzi – podaje serwis prasowy Gdyni.
— Nie jest to straszny dystans, ale w tym wypadku będzie to rzeczywiście wyzwanie, dlatego że chcę to zrobić w monopłetwie i bez przerw – mówił pływak przed rozpoczęciem niecodziennej wyprawy. – To będzie skok w nieznane. Będę poruszać się tylko ruchem bioder i stóp w monopłetwie, tak jak to robią morświny. Ręce będę trzymał z przodu lub wzdłuż tułowia. Chcę poczuć ten naturalny ruch. Bierze się on z aktywności bioder, a używa się najmocniejszych u człowieka mięśni: prostownika grzbietu, pośladków i brzucha. Jak byśmy wrócili do wody, tak jak inne walenie, to pewnie tak byśmy pływali. Mam wrażenie, że to bardzo ekonomiczny sposób poruszania się.
Celem pana Leszka nie było jedynie pokonanie zatoki w nietypowym stylu, ale również nagłośnienie potrzeby dbania o morświny. Jak podaje serwis prasowy Gdyni, przed II wojną światową tych morskich ssaków było w Bałtyku tak dużo, że polskie władze w latach 20-tych wprowadziły premiowanie za złowienie lub zabicie morświna, traktując ten gatunek jako przyczynę niszczenia sieci oraz konkurenta rybołówstwa do zasobów ryb. Dziś walenie rzadko można spotkać w wodach naszego morza.
Jak się okazało, pierwszy cel – nagłośnienie przez pływaka problemu morświnów – został osiągnięty. Ale cel sportowy – pokonanie dystansu Gdynia-Hel w monopłetwie – nie. O niepowodzeniu próby zadecydowały problemy z silnikiem pontonu, w którym płynęła asysta śmiałka.
— Smutno. Płynęło mi się super, więc tym bardziej szkoda. Następna próba dopiero na wiosnę – powiedział Leszek Naziemiec.
