21.12.2019 08:36 0 Kwt/UM Gdańsk
Na terenie Europejskiego Centrum Solidarności, w związku z przypadającymi w grudniu rocznicami tragicznych wydarzeń w 1970 roku i wprowadzenia stanu wojennego w 1981 roku, czterej uczestnicy tragedii z tamtych lat zdecydowali się opowiedzieć swoje historie. Wśród nich znajduje się Bolesław Rutyński, porucznik więziennictwa ze Strzebielinka.
Ewa Jażdżewska, Jarosław Hyk, Mariusz Kulis i Bolesław Rutyński wcielili się w rolę przewodników po wystawie ECS i opowieści o ich doświadczeniach z tamtego okresu. Bilet wstępu na taki spacer kosztował symboliczną złotówkę. Ostatni niedzielny spacer poprowadził Bolesław Rutyński, porucznik więziennictwa ze Strzebielinka. Wydarzenie odbyło się 15 grudnia.
Bolesław Rutyński jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. W 1975 roku rozpoczął pracę w zakładzie karnym w Wejherowie. W 1980 roku próbował utworzyć związek zawodowy w swoim miejscu pracy, jednak w wyniku tych starań, stracił dotychczasową posadę i zmienił miejsce pracy.
– Byłem kierownikiem działu, który zajmował się zatrudnieniem więźniów i rozmieszczeniem ich na terenie zakładu. Toczyły się strajki, a państwo oficjalnie nic na ich temat nie wiedziało. Pracowaliśmy normalnie, mimo że w tamtych czasach byle co powodowało wybuch paniki w więzieniach. Robiło się wówczas różne specjalne dyżury i służby, natomiast wtedy oficjalnie "nic się nie działo", teoretycznie nikt nie strajkował, wszystko więc "było w porządku", siedzieliśmy cicho, pracowaliśmy jak zwykle – opowiadał Bolesław Rutyński. – I tak było, mniej więcej, do 25 sierpnia, kiedy to ktoś doszedł do wniosku, że być może sytuacja, która panuje w kraju może się rozlać na więźniów, którzy zawsze byli "rozchwiani". Bowiem niezwykle łatwo jest w zakładzie karnym powodować sytuacje, w których zaczną się pewne ruchy. Zdecydowano więc o skoszarowaniu wszystkich funkcjonariuszy. Siedzieliśmy zatem, wraz z więźniami, w zakładzie karnym.
W Wejherowie narodził się pomysł, aby założyć związek zawodowy.
Mężczyzna został wówczas przeniesiony do Strzebielinka i objął stanowisko wychowawcy.
– Wówczas był to tzw. oddział zewnętrzny zakładu karnego w Wejherowie, którzy zrzeszał więźniów zatrudnionych przy budowie elektrowni żarnowieckiej. Tam było około tysiąca ludzi. Wiosną 1981 roku doszło do wydarzenia, co do którego dopiero kilka lat później zdałem sobie sprawę, co tak naprawdę oznaczało. Mieliśmy spotkanie z naszym szefem, bardzo porządnym człowiekiem, w trakcie którego przyjechał do nas kapitan mgr Maciuk - tak się nazywał. Ten pan dość długo chodził z naszym szefem i oglądał cały teren zakładu w Strzebielinku. To było ponad pół roku przed ogłoszeniem stanu wojennego. Pan Maciuk już wtedy wiedział, że tam będzie i przygotowywał się, żeby wszystko zorganizować. Po wprowadzeniu stanu wojennego został komendantem obozu dla internowanych – opowiadał Rutyński. – Wprowadzenie stanu wojennego było bardzo dobrze przygotowywane. Oni co najmniej kilka miesięcy wcześniej dokładnie wiedzieli co i gdzie będą robili.
Niedzielne obchody tragicznych grudniowych wydarzeń zakończył koncert grupy Adam Bałdych Quartet, na scenie pojawił się także Antoni Filipkowski – internowany w stanie wojennym opozycyjny bard i pieśniarz.