10.04.2022 08:00 0 Kwt/archiwum
W sobotę 10 kwietnia 2010 roku, dokładnie o godzinie 8:41, rządowy samolot Tu-154M rozbił się pod Smoleńskiem. Na miejscu zginęli Lech Kaczyński, prezydent RP, Maria Kaczyńska oraz 94 osoby – wśród nich wysocy rangą wojskowi i politycy z Pomorza, którzy mieli towarzyszyć Głowie Państwa na uroczystościach 70. rocznicy Zbrodni Katyńskiej.
10 kwietnia 2010 roku to jeden z najtragiczniejszych dni we współczesnej historii Polski. Tuż przed godziną 9:00 rozbił się rządowy samolot Tu-154 z parą prezydencką na pokładzie. Do tragedii doszło podczas lądowania samolotu na lotnisku pod Smoleńskiem. Nikomu nie udało się wyjść cało z tej katastrofy.
Na pokładzie znajdował się między innymi: szef IPN; Jerzy Szmajdziński, Sławomir Skrzypek, szef NBP; Janusz Kurtyka, wicemarszałek sejmu; biskupi i posłowie, w tym politycy z Pomorza: Maciej Płażyński, poseł i prezes stowarzyszenia Wspólnota Polska, Izabela Jaruga-Nowacka, Arkadiusz Rybicki, a także Andrzej Karweta, wiceadmirał dowódca Marynarki Wojennej, Anna Walentynowicz, legenda Solidarności, i Leszek Solski, przedstawiciel Rodziny Katyńskiej.
Nagrania z czarnych skrzynek rządowego tupolewa dość szybko znalazły się w internecie, podobnie jak amatorskie filmy z miejsca tragedii. Do kraju wracały trumny z ciałami kolejnych ofiar.
Jak udało się ustalić, załoga w krytycznym momencie, przy widoczności ograniczonej mgłą, wykonała próbne podejście do lądowania, po uprzedniej zgodzie na ten manewr kontrolera lotów na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj.
Jak zeznał kontroler, co wynika ze stenogramu, miało się to stać na wysokości 100 metrów (wysokość decyzji). Tymczasem część świadków zeznała, że maszyna, niezgodnie z procedurą, zniżyła się na 50 metrów; pojawiły się zeznania wskazujące, że była to wysokość podana przez rosyjskiego kontrolera. Samolot kontynuował zniżanie w trybie automatycznym, a w momencie katastrofy zaczął ścinać wierzchołki drzew, znajdując się już w głębokim parowie, poniżej poziomu pasa startowego. Polska Komisja Badania Wypadków Lotniczych, analizując zapisy z czarnych skrzynek, podała, że dowódca samolotu, kpt. Arkadiusz Protasiuk, wydał komendę nakazującą odejście na drugi krąg na osiem sekund przed osiągnięciem tzw. wysokości decyzji; zdaniem rosyjskiej komisji (MAK), nic takiego nie miało miejsce. Reasumując, rosyjscy eksperci uznali, że polska załoga podjęła próbę lądowania; w opinii polskiej komisji – piloci właśnie próbowali tego uniknąć.
Różnice między polską a rosyjską oceną zdarzeń widać też przy końcowej ocenie katastrofy. Strona rosyjska uznała, że do tragedii doszło wskutek „czynników psychologicznych”, którym była poddana załoga. Komisja Badania Wypadków Lotniczych ustaliła, że podstawowym błędem było użycie trybu automatycznego odejścia na drugi krąg. Wskazano też na uchybienia kontroli lotów, z czym stanowczo nie zgodzili się Rosjanie.
Przedstawiciele oficjalnych władz Rzeczypospolitej Polskiej nie wydały dokumentu wskazującego jednoznacznie na przyczyny katastrofy. Mimo starań wielu polityków z różnych opcji, nie udało się ściągnąć do Polski wraku tupolewa. Władze RP interweniowały w tej sprawie m.in. na Forum Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy we wrześniu 2019 roku, jednak nadal szczątki rządowego Tu154-M pozostają na terenie Rosji.