Jak przypomina sobie czasy gimnazjum, mam wrażanie że w głowie kołaczą mi się klatki z taniego hollywoodzkiego filmu o zbuntowanych nastolatkach, dla których wartością nadrzędną jest popularność. Czy to możliwe, że mój ówczesny system moralny opierał się właśnie na zasadzie 3xP – Pij, Pal, Pieprz?
Do gimnazjum chodziło około 800 uczniów. Jak przebić się przez tłum i zostać zauważonym (czytaj popularnym)? Każdy na to miał swój sposób. Podstawą było picie alkoholu, który od pierwszej klasy lał się strumieniami przy każdej nadarzającej się okazji. To nie żart, 13-letnie dzieci bez problemu mogły kupić wino w niemal każdym osiedlowym sklepiki. Pamiętam nawet, jak miła sprzedawczyni doradzała mi i koleżce (148 cm wzrostu), które będzie najlepsze. Rzekomo wybierałyśmy się na urodziny do koleżanki. A tak naprawdę poszłyśmy do pobliskiego parku.
Jaki był cel takiego picia? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Presja ogółu była na tyle silna, że nie zastanawiałam się nad moralnością, robiłam to, by jutro w szkole było o mnie głośno. A było jeśli zrobiłam imprezę na chacie, umawiałam z gwiazdą szkolnej piłki nożnej, a najbardziej – kiedy mój chłopak okazał się być straszy. Chodził do liceum i czasami czekał na mnie po szkole. Rozpierała mnie wtedy duma, a szkoła aż huczała od plotek. Każdy był pewien, że uprawiałam już seks (mimo, że tak nie było). A to dawała mi 100 punktów do lansu.
Tymi drobnymi krokami pięłam się w drabinie szkolnej popularności. Zauważona została przez gimnazjalną liderkę, która pozwoliła mi wejść do grona elity. I tak samo jak amerykańskie cheerleaderki, przechadzałyśmy się środkiem korytarza, a każdy mówił nam “cześć” i liczył, że mu odpowiemy. Niczym święta trójca (dołączyła później do nas jeszcze jedna spragniona popularności) decydowałyśmy o szkolnych trendach, pozycjach w hierarchii. Obowiązkiem było co weekendowe imprezowanie. Pamiętam, że był jeden taki pub, w którym w wieku 15 lat bez żadnego problemu wybierałam sobie drinki. Średnia wieku w lokalu nie przekraczała 18. Wówczas wydawało mi się to całkiem normalne. Popularność ma jednak swoją cenę – zazdrość innych, mniej sławnych na mieście. Groźby, wyzwiska, bójki były na porządku dziennym. O swoją pozycję trzeba było dbać, a właściwie walczyć. Po kilkunastu latach cały ten bagaż wspomnień wydaje mi się filmowym scenariuszem kiepskiego filmu dla nastolatek. Skoro wtedy tak było, to z wielką obawę myślę o współczesnych realiach gimnazjalnego życia.
ANGELIKA