Pomorze opuszczają ostatni kibice. W Gdańsku Euro 2012 przeszło do historii, do chlubnej historii. Świetna atmosfera, wielkie sportowe emocje i sprawna organizacja, sprawiają że smutno się robi na myśl, że to już koniec piłkarskich rozgrywek.
Długie miesiące oczekiwania na rozpoczęcie Mistrzostw Europy i towarzyszące temu obawy o odpowiednią organizację imprezy, poszły w niepamięć. Teraz wspominając Euro 2012 większość z nas odtworzy chwile wspólnego kibicowania na bursztynowym stadionie, w Fan Zone lub pubie. Międzynarodowe Trójmiasto, pełne irlandzkich, hiszpańskich i niemieckich kibiców tętniło życiem przez dwa tygodnie. Na Monciaku królował język angielski, a zabawa trwała okrągłą dobę. Niestety, w najbliżej przyszłości, mimo iż inne imprezy sportowe będą organizowane właśnie w Trójmieście, takiej fety już nie będzie. Piłce nożnej towarzyszą jedyne w swoim rodzaju emocje, dlatego wszyscy ją kochają. Smutno mi, że to już koniec.
Zastanawia mnie, czy nasz świat przed i po Euro jakoś się zmieni. Czy staliśmy się bardziej tolerancyjni? Czy zyskaliśmy więcej pewności siebie? Czy skończy się wieczne narzekanie? Obawiam się, że polski, wrodzony pesymizm weźmie górę i nawet z tak pozytywnych momentów wyciągniemy włącznie minusy. Bo przecież Irlandczycy pili piwko w pociągach i na ulicach, bo podrywali dziewczyny na niewybredne teksty, bo policja pozwalała zagranicznym kibicom na więcej niż polskim, bo...
Można wymieniać do woli. Nic przecież nie jest czarne, albo białe. Warto jednak zauważyć obie strony i wyciągnąć wnioski. Dzięki temu będzie nam żyło się lepiej, bez zgorzkniałości, bez kompleksów, normalnie - po europejsku, po polsku.