Już od kilku dni trwa sezon motocyklowy. Wiąże się to zarówno z pojawieniem się na naszych drogach motocyklistów jak również z zagrożeniami występowania zdarzeń drogowych z ich udziałem. Od lat trwa konflikt kierowców samochodów osobowych z motocyklistami. Obie strony obarczają się winą za wypadki jakie dzieją się z ich udziałem.
Większość motocyklistów poruszających się po naszych drogach to osoby odpowiedzialne i przede wszystkim myślące oraz dbające o przestrzeganie prawa. Niestety, zdarzają się wśród nich "czarne owce", które brawurę i ostrą jazdę stawiają przed rozwagą. Są też kierowcy samochodów, którzy celowo zajeżdżają drogę motocyklistom czy nawet próbują się z nimi ścigać.
„Dawcy”, bo tak mówią o nich inni uczestnicy drogi, to motocykliści na ścigaczach, których charakteryzuje brawura, szybka jazda, nieużywanie kierunkowskazów, niebezpieczne zmienianie pasów. Oprócz tego na publicznych drogach urządzają pokazy akrobatyki z udziałem motocykla. Jeżdżą na jednym kole czy zatrzymują się kilka centymetrów przed maską. Lawirują pomiędzy samochodami, a nawet tirami co jest wyjątkowo niebezpieczne. Podczas upadku, przy prędkości 200 km/h mają prawie zerowe szanse na przeżycie. Mimo to ryzykują, dla chwili przyjemności, uczucia wolności które czerpią z szybkiej jazdy.
Jest też druga grupa motocyklistów. To kierowcy chopper'ów. Jeżdżą zgodnie z przepisami, nie ryzykują i nie powodują wypadków. Są lubiani przez kierowców dwuśladów i z reguły nie stanowią zagrożenia na drodze.
Od lat trwa dyskusja kto generuje zdarzenia drogowe z udziałem motocyklów. Miłośnicy jednośladów winę spychają na kierowców „puszek”, ci z kolei uważają, że to przez szybką jazdę kierowców motocyklów. Zapewne prawda tkwi gdzieś pośrodku. Motocykliści powinni zwolnić, a kierowcy bardziej uważać. Brzmi logicznie, jednak potrzebne są większe zmiany.