06.03.2012 13:24 0

Pamiętnik pielęgniarki – odcinek 2.

Druga część specjalnego cykl – dziennik pielęgniarki gdańskiego hospicjum, która każdego dnia niesie pomoc najbardziej potrzebującym.

Jeden tydzień w domowym hospicjum dziecięcym Z notatek pielęgniarki Domowego Hospicjum Dziecięcego im. Ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku

Wtorek, 14 lutego

Ranna porcja telefonów i szybko do Ilonki. Opieką hospicjum domowego objęta została niejako za sprawą swojego brata, jednego z naszych pierwszych pacjentów. Dawid leżał od 14 roku życia i był w stanie wegetatywnym. Okazało się, że ma siostrę, która leży od urodzenia i tak się zaczęła historia Ilony w hospicjum. Historia Dawida już się skończyła, rok temu. Dzisiaj 14., miesięcznica jego śmierci, odszedł dokładnie 11 miesięcy temu. Od rana wiedziałam, że czeka mnie przede wszystkim spotkanie z mamą – to był jej jedyny syn. Na cmentarzu jest prawie codziennie. W pokoju, w którym leżał, paliła się świeczka. Rozmawiałyśmy chyba z 1,5 godziny: o Dawidzie, jego chorobie, jego ostatnich dniach. Ilonka odbywała wtedy swoje codzienne manualne lekcje z rehabilitantką. Potem oczywiście weszłam i do niej, sprawdziłam parametry, a ponieważ ostatnio zgłaszała dolegliwości brzuszka, powiadomiłam doktora. Miał przyjechać jeszcze tego samego dnia.

Potem byłam u Jessiki, tej, którą znam najkrócej, dopiero od 2 tygodni. Dziewczynka urodziła się z ciąży bliźniaczej, przy czym uratowano tylko ją, i ma rozległe wielowadzie. Malutka, dopiero 2-miesięczna kruszyna, jest zadbana, ale rodzice chyba jeszcze nie do końca zdają sobie sprawę, jak ciężko jest chora. Zwłaszcza mamie potrzebna jest pomoc psychologa. Dziś po raz pierwszy miała też do nich przyjść hospicyjna rehabilitantka, dziewczynka wymaga naprawdę intensywnych ćwiczeń. Zaprosiłam rodziców na karnawałowy bal dla dzieci, nawet się zgodzili, ale nie wiem dlaczego, jakoś nie wierzę, że przyjdą. Wydają się jeszcze kurczowo trzymać rzeczywistości pozahospicyjnej. Zobaczymy...

Byłam też we Wrzeszczu, u Zuzi. To szalenie trudna sprawa, ale czy w hospicjum są inne? Nawet trudno jest mi o tym pisać. Mama nie potrafiła z nami współpracować, zwyczajnie okłamywała. Zresztą wyraźnie nie radziła sobie również z dwójką pozostałych zdrowych dzieci. Zuzi groziło wypisanie z hospicjum, tylko że… na mamę pogniewać się można, ale na dziecko już nie. Dziewczynka przez 7 lat nie korzystała z żadnej rehabilitacji, odseparowywana przez najbliższą osobę od świata i jego pomocnych dłoni. Postanowiliśmy spróbować jeszcze raz, zresztą na wyraźną prośbę nagle przerażonej mamy, przestraszonej, że zostanie sama. Spędziłam u niej jakieś 3 godziny – to był czas dla Zuzi, ale i dla jej rodzeństwa, i dla jej mamy. Czasami zastanawiam się nad procentowym rozłożeniem moich godzin pracy. Ile w nich jest czystego pielęgniarstwa, a ile działań wziętych chociażby z kompetencji psychologa. Zaprosiłam całą rodzinę na piątkowy bal.

Z hospicjum „wyszłam” w okolicach 18.00. Jeszcze codzienny telefon w sprawie Mateusza, tego który w piątek wraca po miesięcznej hospitalizacji do domu. Trzeba ustalić potrzebny mu sprzęt i tysiąc szczegółów. I tak wszystkiego nie da się przewidzieć. A do Ilonki doktor dotarł, sprawdziłam.


Czytaj również:

Trwa Wczytywanie...