20.08.2021 09:00 0 WH

Grizzly mimo trudności przebiegł Baltic Run Challenge

Źródło: Facebook/Paweł Grizzly Walczuk

Pokonał o własnych nogach 593 kilometry w 8 dni. Udało mu się zrealizować cel pomimo kontuzji. Paweł Grizzly Walczuk zaliczył Baltic Run Challenge.

Przypomnijmy, że 7 sierpnia Paweł Walczuk wyruszył w trasę w kierunku granicy z Rosją wzdłuż polskiego wybrzeża. Wszystko w celach charytatywnych, aby wspomóc Dom Dziecka w Nowym Dworze Gdańskim. Więcej na temat założeń sportowca można przeczytać tutaj.

Plan zakładał poruszanie się szlakiem E9 i w sumie ta idea upadła po pierwszym dniu. Ze względu na odległość nie miałem szans na rekonesans tak długiej trasy i już pierwszego dnia zgubiłem czerwone znaki. Postanowiłem, że realizuję główne założenie, czyli pokonanie odcinka pomiędzy granicami w jak najkrótszym czasie trzymając się jak najbliżej linii brzegowej – napisał na facebooku Grizzly.

Niestety, to nie jedyne utrudnienia, które pojawiły się w czasie biegu. Walczuk zamierzał pokonywać codziennie minimum 90 kilometrów.

Startowałem ze świadomością spiętego mięśnia i tego, że mogą być dwa scenariusze: stan pogorszy się albo zacznie wyciszać. Postanowiłem zrobić wszystko, żeby pomóc osiągnąć to drugie. Do każdej przerwy na jedzenie i uzupełnianie zapasów musiałem doliczyć kilkanaście minut na rolowanie i rozciąganie – czytamy na fanpage’u.

Źródło: Facebook/Paweł Grizzly Walczuk

Działania wyciszyły dolegliwości i nie pogorszyły stanu biegacza. Kolejnym kłopotem były tłumy w kurortach i nawigowanie na bieżąco. Finalnie Grizzly pokonywał 70 kilometrów dziennie. Wyzwaniem była także burzowa pogoda.

Finalnie do mety za Piaskami dotarłem po 8 dniach, 5 godzinach i 10 minutach. Myślę, że na tą chwilę jest to najlepszy czas, dlatego na dniach złożę wszystkie dowody realizacji i zgłoszę FKT – dodaje Grizzly.

Warto dodać, że sportowiec spał w busie, na hamaku czy na łódce. Przed Trójmiastem do biegacza dołączyła żona oraz znajomi z supportem.

W Gdańsku dołączył do nas Kornel Wojczuk i razem biegliśmy aż do Świbna, by znowu rano spotkać się na ostatniej prostej i razem dobiec do granicy z Rosją. Adrenalina osiągnęła taki poziom, że przestałem czuć zmęczenie, a na końcu nie wytrzymałem i wystrzeliłem sprintem jak na 400m. Dobrze, że wyhamowałem przed szlabanem - wyjaśnia Grizzly.

Źródło: Facebook/Paweł Grizzly Walczuk

Pełen opis wyprawy Pawła Grizzly Walczuka znajduje się tutaj.


Czytaj również:

Komentarze

W trakcie ciszy wyborczej dodawanie i przeglądanie komentarzy jest zablokowane.