Tej wiosny Arka Gdynia nie zdobyła jeszcze ani jednego punktu. Tym samym gdyńska drużyna jest na ostatniej prostej do... strefy spadkowej, od której dzielą ją (w zależności od wyników niedzielnych - 10 marca- meczów) 1 lub 2 punkty.
Sobotnie (9 marca) spotkanie Arki Gdynia i Legii Warszawa przejdzie do historii jako "orka na ugorze". Na fatalnej murawie w pierwszej połowie niewiele się działo. Piłka, mimo trudnych warunków, zaczęła się w drugiej części meczu.
Pierwsze trafienie zaliczył w 59. minucie Carlitos. Pięć minut później drugie trafienie dla pretendenta do tytułu mistrza kraju z Warszawy zdobył Kulenović.
Arka ruszyła do odrabiania strat, i w 68. minucie kontakt zdobył Maciej Jankowski. Jednak tylko na tyle było stać piłkarzy z Gdyni.
Arka Gdynia przegrała 2-1, doznając tym samym piątej porażki z rzędu.
– Do teraz nie wiem, jak można było przegrać to spotkanie. Jestem dumny z mojej drużyny. Jesteśmy w ciężkim kryzysie, ale nie było dziś w nas widać zwątpienia. Walczyliśmy i zostawiliśmy dziś dużo zdrowia na boisku. Kilka sytuacji mogliśmy zamienić na bramki. Jak to mówią - biednemu wiatr w oczy. Zachowanie moich piłkarzy w szatni, na boisku i po meczu bardzo mnie motywuje – jesteśmy razem - skomentował Zbigniew Smółka, trener Arki Gdynia. - Wierze w swój zespół i będziemy kontynuować to, na czym się skupiamy i nad czym pracujemy. Musimy wyjść z tego dołka. Nie możemy się poddawać. Każdy mężczyzna musi być przygotowany na trudne sytuacje, ale poddać się nie można. Dziś było dziś widać, że ten zespół się nie robi.