27.01.2019 13:30 4 raz
O akcjach Fundacji DKMS, podczas których można się zarejestrować jako potencjalny dawca szpiku kostnego, mówi się wiele. Warto więc powiedzieć o pozytywnych skutkach takich wydarzeń. Za przykład może posłużyć mieszkanka Gdańska, która pomogła uratować życie człowieka mieszkającego na Słowacji.
Pani Katarzyna z Gdańska po zaledwie czterech miesiącach od zarejestrowania w bazie dawców Fundacji DKMS dostała telefon z informacją, że może uratować komuś życie. Po trzech latach poznała genetycznego bliźniaka.
– Moi rodzice zawsze powtarzali „co siejesz, to i zbierasz, a dobro zawsze wraca". I tego się będę trzymać. W 2014 roku, czyli w momencie, kiedy zdecydowałam się zostać dawczynią, przypadała okrągła rocznica śmierci zarówno mojej mamy, jak i taty. I to właśnie wtedy podjęłam decyzję, aby się zapisać do bazy dawców Fundacji DKMS – mówi na łamach serwisu prasowego województwa pomorskiego pani Katarzyna. – Bycie dawczynią nie ma wad, a tylko same zalety. Mając okazję poznać bliźniaka genetycznego, zrozumiałam, że to są ogromne emocje i satysfakcja, że mogłam uratować komuś życie.
Było to możliwe dzięki transplantacji.
– U mnie było to pobranie komórek macierzystych z talerza kości biodrowej. Musiałam pojechać do Warszawy. Tam w szpitalu przeszłam kolejne badania potwierdzające, że jestem zdrowa, że mam zgodność genetyczną z biorcą i mogę zostać dawczynią. Zostałam poinformowana, że pobranie będzie z talerza kości biodrowej. Dzień przed zabiegiem musiałam ponownie zgłosić się do szpitala w Warszawie. W dniu operacji rano dostałam narkozę. Obudziłam się po około pięciu godzinach. Co prawda, czułam pewien dyskomfort, ale nie był to zabieg nieprzyjemny – zapewnia gdańszczanka.
A w jaki sposób doszło do spotkania z bliźniakiem genetycznym?
– Znowu otrzymałam telefon z Fundacji DKMS, że co roku na Słowacji organizowana jest gala, podczas której biorca poznaje dawcę. Losowanych było pięciu biorców, którym przedstawiani są genetyczni bliźniacy. Zdarzyło się tak, że mój biorca został wylosowany i zgodziłam się wziąć udział w tym wydarzeniu. Następnie musiałam podpisać zgody na udostępnienie niektórych moich danych, mojego wizerunku. I w listopadzie 2018 r. poznaliśmy się – opisuje pani Katarzyna. – Pierwsze spotkanie było na scenie podczas gali zorganizowanej przez Fundację Kvapka Nadeje. Filmy z niej są dostępne na You Tube. Chłopiec, Marek Cvoligá, jest Słowakiem. Ma 13 lat. Ojciec Marka uklęknął przede mną na scenie. Były łzy i słowa wzruszenia: „Dziękuję Ci", „kocham Cię". Było to dla mnie ogromne przeżycie. To moment nie do opisania, który pozostanie w moim sercu i pamięci do końca życia. W prezencie dałam Markowi książkę „Mały Książę" z dedykacją po polsku, angielsku i słowacku: „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". Marek miał siedem lat, gdy zdiagnozowano u niego chorobę krwi. Ma brata bliźniaka. Niestety, ani on, ani rodzice, ani nikt z rodziny nie mógł być dawcą. Trwały poszukiwania genetycznego bliźniaka. I wybrano dwie osoby – jedną panią z Niemiec – Silke i drugą, czyli mnie. Pierwszy przeszczep miał od Silke niestety po roku choroba wróciła. Byłam kolejną osobą, do której się zwrócono, tym razem pobrano komórki z talerza kości biodrowej.
Jak podaje serwis prasowy Pomorskiego, na świecie jest ponad 8 mln dawców komórek macierzystych. W ciągu 28 lat pomocy udzieliło ponad 71 tys. dawców. Każdego dnia komórki macierzyste na całym świecie oddaje co najmniej 20 dawców DKMS. Fundacja DKMS działa w Polsce od 2008 roku i w bazie ma zarejestrowanych 1,4 mln dawców. Jedną z takich osób prawie 5 lat temu została Katarzyna Szczuka, która zachęca wszystkich do tej formy pomocy.