04.12.2015 10:00 0

Kto wygrał w konkursie radia Norda FM 'Zainspiruj nas filmem'?

Od lewej: Krzysztof Szkurłatowski, Joanna Danowska, Kalina Janczewska – Norda FM, Paweł Stachecki - Mediatex

Zakończył się konkurs radia Norda FM i sklepu internetowego Mediatex. W czwartek (03.12) odbyło się uroczyste rozdanie nagród.

Zainspiruj nas filmem – to hasło przewodnie konkursu. Do redakcji radia wpłynęło kilkadziesiąt filmowych inspiracji, spośród których komisja konkursowa wybrała trzy najlepsze.

Główną nagrodę, czyli telewizor otrzymał Krzysztof Szkurłatowski, który napisał historię związaną z filmem "Nie zapomnij mnie", niemieckiego reżysera David'a Sieveking'a.

  • Napisałem co czułem po obejrzeniu tego filmu, widać ujęło to jury i uznano, że ta recenzja jest zachęcająca do obejrzenia tego filmu, a powinien go zobaczyć każdy – mówi autor najlepszej recenzji Krzysztof Szkurłatowski.

Druga nagroda, którą był smartfon, trafiła do Joanny Danowskiej:

  • Film Pora umierać obejrzałam kilka lat temu i do tej pory bardzo miło go wspominam i na pewno daje wiele do myślenia – mówi zdobywczyni drugiej nagrody.

Trzecią nagrodę, grę Wiedźmin, za zachęcenie nas do obejrzenia filmu Fighter otrzymał Rafał Miler.

Gratulujemy zwycięzcom i zapraszamy do udziału w kolejnych konkursach. Poniżej znajdują się prace konkursowe zwycięzców.


Krzysztof Szkurłatowski

Film: Nie zapomnij mnie, reż. David Sieveking

Kiedy byłem dzieckiem czasem wyłączali nam prąd. Najbardziej złościłem się, gdy działo się to w czasie emisji mojego ulubionego programu „Sonda”, popularyzującego naukę i technikę. W przypływie rozpaczy prosiłem wtedy babcię, która mnie wychowywała, by szybko poszła dwie ulice dalej „do Karasiewicza”, i żeby on coś z tym prądem zrobił. Bo Karasiewicz był naszym wioskowym elektrykiem i w moich oczach odpowiadał za wszystkie te energetyczne ekscesy. Babcia śmiała się wtedy i, by mnie czymś zająć w oczekiwaniu na przywrócenie zasilania, zapalała świece i proponowała karcianą grę w wojnę, lub wyciągała rodzinny album ze zdjęciami.

Stary album, ze skórzaną, tłoczoną i złoconą okładką, z poobrywanymi tu i ówdzie narożnikami. Pełen zdjęć. Te fotografie, dla których brakło wolnych okienek leżały luzem poupychane między kartami. Rytuał oglądania zdjęć powtarzaliśmy wielokrotnie. Bo w tamtych czasach, a były to lata osiemdziesiąte XX wieku, częste były przerwy w dostawach prądu. W migoczącym i żółtawym świetle płomieni dwóch świec stojących na stole wpatrywałem się w kartoniki i słuchałem głosu babci. „A to twój dziadek, już wtedy chorował bardzo, ale wciąż zajmował się pszczołami. Nie chciał przestać. A to moja siostra Ludka z mężem Sławkiem – mieszkają w Rosji. A to ich córka – Zina. Pamiętasz Zinkę?” Pamiętałem. Jakby przez mgłę, ale pamiętałem. Zina odwiedziła nas kiedyś z rodzicami. I do dziś kołacze mi się po głowie jakieś takie wrażenie, że podobała mi się ta Zina, ale się jej wstydziłem. Ile mogłem mieć wtedy lat – sześć, siedem, no może osiem. Opowieść babci o ludziach z kolejnych fotografii mogła trwać godzinami. Słuchałem z rozdziawioną gębą i czasem tylko dopytywałem o szczegóły. Lubiłem te chwile w półmroku.

Film Nie zapomnij mnie (Vergiss mein nicht), był dla mnie jak oglądanie albumu fotograficznego z babcią. Zmusił mnie do wspominania i zdruzgotał poziomem wzruszających emocji. Z kina wracaliśmy całą naszą trzyosobową rodziną trzymając się za ręce i nie mogliśmy wydobyć z siebie ani słowa. Nawet mój nastoletni syn gaduła.

Reżyser, David Sieveking przedstawił historię życia swoich nietuzinkowych rodziców. Opowiedział ją zarazem śmiele, delikatnie, i z humorem. Oglądając film cały czas miałem wrażenie, że reżyser opowiada o swoich rodzicach przede wszystkim samemu sobie. Bo tak naprawdę rodziców poznał bliżej dopiero przy realizacji filmu.

I poznał ich w ostatnim momencie, bowiem jego mama z dnia na dzień coraz bardziej zapadała się w sobie. Choroba Alzheimera pochłania ją na naszych oczach. Ze sceny na scenę przestawała być pełną życia i energii, nieobliczalną Gretel. Przestawały jej wystarczać żółte karteczki przyklejane ku pamięci w całym domu. „To jest lodówka”, „David to mój syn”, „Malte to mój mąż”. W takim właśnie momencie w domu rodziców pojawia się David. Ma pomóc wyczerpanemu ojcu w opiece. Patrzy na rodziców tu i teraz, porównuje ich z osobami, którymi byli w zwariowanych latach sześćdziesiątych. Ogląda w albumie zdjęcia swojej pięknej młodej matki i patrzy na siedzącą obok niego pogodną, siwiutką staruszkę, która szósty raz w ciągu kwadransa pyta go, czy jest jej mężem i co właściwie tu robi.

Czy to jest smutny film? Nie wiem. Właściwie, prawie przez cały czas miałem łzy w oczach, więc chyba to był smutny film. Chociaż z drugiej strony, właściwie prawie przez cały czas uśmiechałem się, więc to chyba nie był smutny film.

David Sieveking przewraca przed nami strony rodzinnego albumu ze zdjęciami. I uczciwie pokazuje nam nawet te fotografie, które można by uznać za nieudane. Zdjęcia, których zwykle nikomu się nie pokazuje. Patrząc na nie uśmiecha się, a z oczu wyziera mu miłość do osoby, która przez chorobę, zupełnie wbrew swojej woli, na jego oczach, staje się kimś zupełnie innym.

Nie zapomnij mnie to nie film, to piękny list miłosny syna do matki. Wychodząc z kina, wiesz na pewno, że David Sieveking zachowa w pamięci twarz staruszki i zdjęcia z jej albumu. Na zawsze. Chyba, że kiedyś sam będzie musiał w domu rozwieszać żółte karteczki z napisami… A na jednej z nich będzie napisane – „Gretel była moją ukochaną mamą, ale już nie żyje”.


Joanna Danowska

Film Pora umierać, reż. Dorota Kędzierzawska

Pora umierać? Nie. Pora obejrzeć. Zachęcam Państwa do obejrzenia mojego ulubionego filmu 'Pora umierac' w reżyserii Doroty Kędzierzawskiej. Natknęłam się na niego zupełnie przypadkiem. Mój brat zdawał ustną maturę z języka polskiego. Temat "Starość", a ja jako starsza siostra pomagałam mu zebrać materiały do pracy na ten początkowo wydający się nudnym temat. Do czasu, kiedy obejrzeliśmy wspominany film, niesamowity i po latach niezapomniany.

Nie powiem Państwu co tak wyjątkowego w nim jest. Napiszę wręcz przeciwnie-czego nie ma. Cichy, niewiele słów pada, żadnych obelg, cisza jako drugoplanowy bohater obok prawie że jedynej aktorki, wspaniałej Danuty Szaflarskiej; nie ma kłótliwych kolorów, nachalnych reklam, przepychu niezliczonych miejsc, wymyślnej historii. Niezwykła prostota i prawda. Jest to film, który dotyka człowieka gdzieś głębiej i pomimo lat pozostaje po nim ślad - dobry znak, który przypomina człowiekowi, żeby się na chwilę zatrzymać i 'pożyć'.

Pozdrawiam słuchaczy i z całego serca tym, którzy nie mieli okazji obejrzeć - polecam!


Rafał Miler

Film Fighter, reż. David O. Russell

Ciekawa historia życia dwóch bokserów - przyrodnich braci. Genialna gra Christiana Bale i zresztą Marka Wahlberga też. A jak się dodaje kawałek RED HOT CHILI PEPPERS - Strip My Mind! To co tu można więcej napisać? Wystarczy też, spojrzeć na nominacje i nagrody dla tej produkcji! Film obowiązkowy, nie tylko dla fanów boksu! Myślę, że nie długo wchodzący "Creed" z legendarnym Rockim Balboa (ostatni Rocky i ten pewne też, psuje moim zdaniem, legendarną serie filmów o Rockym) w roli trenera, będzie mógł tylko Fighterowi buty czyścić.


Czytaj również:

Trwa Wczytywanie...