10.06.2021 15:30 34 NW/TTM
Oddział Ginekologiczno-Położniczy w puckim szpitalu ma zostać zamknięty. Informacja ta niepokoi wiele osób, czego efektem był protest zorganizowany pod placówką w Pucku. Przyszłe mamy boją się m.in. o to czy zdążą dojechać przed porodem do wejherowskiego szpitala.
W związku z planowaną likwidacją puckiej porodówki w czwartek (10 czerwca) pod placówką odbył się protest.
– Jest to skandal, by likwidować dwa oddziały, które tworzą konstrukcję szpitala. Bezpieczeństwo mieszkańców powiatu puckiego i setek tysięcy gości zostaje zachwiane. Wystosowaliśmy do starosty apel, który podpisało ponad 250 samorządowców z całego Pomorza. Wiele osób zaangażowało się w ten protest - mówił podczas wydarzenia Michał Kowalski, radny powiatu puckiego.
Utworzono także internetową petycję, pod którą podpisało się ponad 1100 osób.
Fot. Daniel Zaputowicz/TTM
Długi czas dojazdu na porodówkę to największa obawa jaką mają przyszłe mamy jeśli chodzi o zamknięcie Oddziału Ginekologiczno-Położniczego w Szpitalu Puckim.
– Panie, które mieszkają na Półwyspie Helskim będą miały do pokonania bardzo długą drogę, by dotrzeć do szpitala w Wejherowie. Doprowadzi to do tego, że kobiety będą rodzić w samochodach, a to jest już nieludzkie – mówi dla Twojej Telewizji Morskiej Karolina Janz z Mrzezina.
Inną kwestią są opinie mówiące o tym, że w puckiej placówce rodzące otrzymywały większe wsparcie niż innych szpitalach.
— W Pucku traktowano pacjentki bardziej osobiście, a nie taśmowo jak w Wejherowie. Gdy rodziłam zawsze mogłam liczyć na pomoc, wsparcie i czułam się zaopiekowana - mówi Małgorzata Korthals, mieszkanka Pucka.
W tej sprawie głos zabrał także starosta pucki Jarosław Białk, który przypomina, że porodówka w Pucku była zawsze na tzw. pierwszym miejscu referencyjności, co oznacza, że mogła przyjmować jedynie porody naturalne i ciąże donoszone.
– Nawet nie mogliśmy przyjmować ciąż bliźniaczych. Panie doskonale wiedzą, że jeśli ciąże są zagrożone muszą trafiać do innych szpitali, bardziej specjalistycznych, więc nie możemy tu mówić o zagrożeniu - komentuje Jarosław Białk.
Starosta tłumaczy także, że nie ma niebezpieczeństwa jeśli chodzi o korki w sezonie turystycznym, ponieważ poród zazwyczaj jest zaplanowany.
– Oczywistym jest, że jeśli coś złego się dzieje to pod opieką lekarza ciężarna trafia do szpitala. Jeśli występuje nagła sytuacja to wzywa się karetkę, która zawozi pacjentkę do właściwego szpitala. W niektórych przypadkach poród przyjmowany jest w tej karetce, ale z pewnością przez wykwalifikowane osoby i w dużo bardziej sterylnych warunkach niż np. w domu - mówi Białk.
W chwili zamknięcia puckiej porodówki ciężarne będą musiały udać się do innej placówki medycznej. Najbliższa to ta w Szpitalu Specjalistycznym w Wejherowie.
– Jesteśmy po rozmowie z wejherowskim szpitalem i jednym gdyńskim. Podpisywane są dokumenty z których wiemy, że bez problemu będzie można w nich zarejestrować nowe pacjentki - dodaje Białk.
W związku z remontem, który czeka szpital, póki co nie zostanie wznowiona praca Oddziału Pediatrii. Ta kwestia także budzi sporo emocji i jest dla niektórych powodem niepokoju.
– Moim zdaniem dzieci potrzebują mieć tu opiekę. Chcę wiedzieć, że jeśli moje dziecko będzie potrzebowało pomocy medycznej, to ją otrzyma - mówi Małgorzata, mieszkanka Pucka.
– Musimy też zwrócić uwagę na to, że mamy tu dużo turystów i warto byłoby się o nich zatroszczyć – zwłaszcza teraz w sezonie wakacyjnym. Dzieci często ulegają różnym wypadkom, a dojazd do Wejherowa to spory odcinek drogi do pokonania - komentuje mieszkanka Mrzezina.
Szpital ma nadal rozwijać nocną i świąteczną opiekę zdrowotną, więc z niej zawsze będzie można skorzystać w nagłym przypadku.