24.06.2020 08:50 0 mike/Arka.gdynia.pl
Porażka Arki Gdynia z Zagłębiem Lubin we wtorkowym (23 czerwca) meczu mogłaby mocno skomplikować i tak trudną sytuację żółto-niebieskich. Jednak gdynianie zagrali zdecydowanie bardziej przekonująco w ofensywie niż w dotychczasowych dwóch spotkaniach z Wisłą Kraków i Wisłą Płock, co ostatecznie pozwoliło im cieszyć się ze zdobycia trzech punktów.
Zapowiadając wtorkowe spotkanie, zwracaliśmy uwagę, że Zagłębie to drużyna, która jest bardzo groźna w ataku, zatem by myśleć o końcowym sukcesie w konfrontacji z tym zespołem, konieczne będzie nie tylko uszczelnienie formacji defensywnej, ale i „błysk” w ofensywie. Rozumieli to od początku meczu piłkarze Arki, bo choć, co prawda, to „miedziowi” mieli optyczną przewagę, jednak miejscowi nie zamierzali wyłącznie się bronić.
– Zdobyliśmy 3 bramki, a ostatnio ciężko nam to przychodziło, więc to na pewno duży plus. Dało się odczuć na boisku od pierwszej minuty, że każdy chciał i był bardzo zaangażowany. W pewnym momencie Zagłębie przejęło inicjatywę. Chciałbym podkreślić, że zagrało naprawdę dobre spotkanie i było trudnym rywalem. Nam bardzo zależało by wygrać, bo potrzebujemy punktów i jestem dumny z drużyny – powiedział już po spotkaniu Michał Nalepa, którego trafienie z rzutu karnego, po weryfikacji VAR, otworzyło wynik spotkania.
Zagłębie pokazało, że jest niebezpieczne w ataku, bo choć w 42. minucie, po bramce Jankowskiego, gospodarze prowadzili już 2:0, szybko złapało kontakt. Już w doliczonym czasie I połowy do siatki Arki trafił Białek, a na tablicy wyników widniał rezultat 2:1.
– W przerwie nie było zwątpienia. Stracona bramka na 2:1 mocno nas zmotywowała do dalszej gry i starania się o zdobycie kolejnej bramki. Nie chcieliśmy poprzestać na tym, co mieliśmy. We wcześniejszych spotkaniach mieliśmy problem ze stwarzaniem sytuacji i utrzymywaniem się przy piłce. Ostatnio trochę poprawiliśmy ten element, ale bardziej klarownych sytuacji nie było. W tym meczu wreszcie było troszeczkę lepiej – mówił po meczu Maciej Jankowski.
Na początku II połowy żółto-niebiescy dali sygnał, że nie zamierzają bronić jednobramkowego prowadzenia, lecz interesuje ich przede wszystkim podwyższenie wyniku. Ta strategia mogła przynieść rezultaty w 59. minucie, kiedy dobrze dysponowany Zawada strzałem z około 20 metrów zdobył kolejną bramkę, jednak sędzia, po analizie VAR, nie uznał tego gola, ponieważ wcześniej dopatrzył się faulu gdyńskiego piłkarza. Za to w 66. minucie wyrównali goście, po pięknym uderzeniu „w okienko” Drażnića. Arka odpowiedziała po zaledwie trzech minutach kolejnym golem Jankowskiego i było 3:2. „Miedziowi”, choć od 77. minucie grali w osłabieniu, robili wszystko, by wyrwać gospodarzom choćby punkt, ale ta sztuka już im się nie udała.
Źródło: Arka.gdynia.pl
Kluczem do sukcesu dla Arki okazała się znacznie bardziej otwarta i agresywna gra niż w ostatnich dwóch meczach. Dobrze zaprezentowali się Jankowski, Zawada, Nalepa, ale też Marciniak czy Młyński. Tym razem to „miedziowi” polegli przez problemy z defensywie.
– Powinniśmy być bardziej skuteczni i wystrzegać się błędów w obronie. Wydaje się, że mieliśmy już ten mecz pod kontrolą przy stanie 2:2. Mieliśmy sytuację na 3:2, ale niestety nie udało nam się strzelić. Kilka minut później straciliśmy bramkę i do Lubina wracamy, nie chcę powiedzieć rozczarowani, ale smutni – zaznaczył po meczu Łukasz Poręba z Zagłębia Lubin.
Źródło: Arka.gdynia.pl
Po wtorkowym zwycięstwie Arka Gdynia powiększyła swój dorobek punktowy do 33 „oczek”, choć nadal zajmuje 14. miejsce w tabeli. Szyki gdynianom, którzy walczą o 13., bezpieczne miejsce, pokrzyżował tryumf Wisły Kraków, która pokonała swoją imienniczkę z Płocka 1:0. To oznacza, że mimo cennego zwycięstwa nad Zagłębiem Lubin, żółto-niebiescy nie zredukowali pięciopunktowej straty do krakowskiej ekipy. Trzeba jednak stwierdzić, że przedłużyli swoje szanse w walce o utrzymanie w Ekstraklasie.
Martin Sevela, trener Zagłębia Lubin:
Graliśmy dobrą piłkę i byliśmy dobrze przygotowani. Popełniliśmy jednak błędy, które Arka wykorzystała. Pod koniec pierwszej połowy udało nam się zdobyć kontakt. W drugiej udało nam się wyrównać i chwilę później, gdzie mogliśmy prowadzić, to strzeliliśmy w słupek. Później zabrakło już czasu. Wracamy do domu smutni, bez punktów.
W meczu było kilka momentów krytycznych. Po jednej stronie ręka i rzut karny, po drugiej ręka i brak rzutu karnego. Nie wiem dlaczego – piłka zmieniła swoja trajektorię, ale to sędzia jest szefem – to on decyduje – my to respektujemy. Jednak moje pytanie jest takie, dlaczego po jednej stronie jest karny, a po drugiej nie.
My graliśmy dobrze w piłkę. Po zmianach w składzie myślę, że chłopacy zagrali nasz standard, ale zabrakło nam komunikacji. Zabrakło naszego kapitana. Mam nadzieję, że będzie przygotowany na kolejne mecze, w których zdobędziemy punkty.
Ireneusz Mamrot, szkoleniowiec Arki Gdynia:
Myślę, że dla kibica w dzisiejszym spotkaniu nie zabrakło niczego. To moja ocena na gorąco – było 5 bramek, były nieuznane gole, były emocje i do końca musieliśmy walczyć o wynik. Cieszą mnie bramki. Każda gol oczywiście cieszy, ale dziś dwa strzeliliśmy po naprawdę składnych akcjach i to bardzo cieszy. Nie jest łatwo, gdy prowadzisz 2:0, potem mamy nieuznaną bramkę na 3:1, remis 2:2 i bramka na 3:2. Bardzo istotne było to, że udało się gola zdobyć szybko. Ważny był dziś także doping – zwłaszcza przy remisie bardzo nam to pomogło. Chłopcy nabiegali się, przebiegli bardzo dużo kilometrów. Za 3 dni jest kolejny mecz. Musimy pozbierać wszystkich rannych i w piątek jechać na mecz, by walczyć o kolejne punkty, których bardzo potrzebujemy.
Rzadko to robię, bo obowiązkiem piłkarzy jest pokazywanie walki i charakteru, ale dzisiaj muszę podkreślić szczególnie te cechy u moich piłkarzy.
Kibice nam pomogli, doping był bardzo dobry, kluczowe było to przede wszystkim wtedy, gdy straciliśmy bramkę i było 2:2. Każdy zawodnik to potwierdzi, było to wtedy niezbędne. W pierwszej połowie chcieliśmy wyjść zdecydowanie – agresywnie i wysoko. Później Zagłębie osiągnęło nad nami przewagę. Dlatego ja wyżej oceniłbym tę drugą „połówkę” w naszym wykonaniu, bo w niej zagraliśmy lepiej. Muszę przyznać, że to pierwszy mój mecz w roli szkoleniowca w Gdyni, kiedy rozegraliśmy dwie dobre połowy.
Liczba przebiegniętych kilometrów pokazuje, jak chłopakom dziś zależało. Bardzo mnie cieszy, gdy jest taki mecz w tygodniu, ale jako trener wolałbym spokojniejsze, bardziej „ekonomiczne” spotkanie. Ale nie można wybrzydzać – to są niezbędne punkty i musimy żyć meczem. Gdybyśmy dzisiaj je stracili, to „ten respirator” byłby prawdopodobnie odłączony, tak ciągle dobrze się trzyma. My musimy zrobić wszystko, aby już wkrótce nie był on nam potrzebny – w pozytywny sposób – abyśmy bez niego sami funkcjonowali.