31.05.2020 20:44 0 mike
Ten mecz był wielką niewiadomą i jak się okazało, stwierdzenie, że każdy wynik jest w nim możliwy, nie było pustosłowiem. Choć pierwsza połowa spotkania nie była szczególnie porywająca, emocjami z drugiej połowy można by obdzielić kilka ligowych starć na poziomie Ekstraklasy. Ostatecznie z derbowej wymiany ciosów, która trwała przez całą drugą połowę, zwycięsko wyszła Lechia Gdańsk, pokonując na własnym terenie Arkę Gdynia 4:3.
Przed niedzielnym (31 maja) meczem można było się zastanawiać, czy Arka Gdynia, pod wodzą nowego trenera Ireneusza Mamrota, znajdzie wreszcie sposób, by rozprawić się z Lechią Gdańsk w rozgrywkach Ekstraklasy. W końcu na najwyższym szczeblu ligowych rozgrywek ta sztuka jeszcze się nie udała żółto-niebieskim. I wiele wskazuje na to, że na kolejną podobną możliwość gdynianie będą musieli zaczekać do nowego sezonu, chyba że zmierzą się z gdańszczanami w fazie play-off. Tyle tylko, że Lechii na razie jest bliżej do pierwszej ósemki, a sytuacja Arki, która broni się przed spadkiem, jest bardzo trudna…
Spotkanie przy pustych trybunach Stadionu Energa Gdańsk rozpoczęło się punktualnie o godzinie 17:30. Tuż po pierwszym gwizdku sędziego Marciniaka stało się jasne, że to Lechia będzie chciała narzucić przyjezdnym twarde warunki. Gospodarze częściej i groźniej atakowali, konstruując składne akcji. Już w trzeciej minucie gola mógł zdobyć Pietrzak, a w piątej – Ze Gomes, po wspólnej akcji w Lipskim. Gdynianie wyraźnie nastawili się na grę z kontry, nie mieli jednak możliwości, aby skontrować gospodarzy. Za to lechiści, wykorzystując sporo wolnego miejsca, przeprowadzali kolejne ataki. W 11. minucie znów w stronę bramki groźnie posłał piłkę Lipski, a dwie minuty później tej samej sztuki spróbował Ze Gomes. Wydawało się, że bramka dla biało-zielonych „wisi na włosku”, ale brakowało im skuteczności.
Przez pierwsze pół godziny pierwszej połowy meczu arkowcy nie byli w stanie przeprowadzić skutecznego ataku na bramkę Lechii. Zmianę sytuacji na boisku przyniosły dopiero ostatnie minuty. Pierwszy celny strzał żółto-niebieskich to uderzenie Vejinovica w światło bramki, w 37. minucie. Minutę później Młyński próbował przymierzyć „w okienko”, ale chybił. Ostatecznie obie drużyny schodziły do szatni na przerwę bez zdobyczy bramkowej. Można było przypuszczać, że i gdańszczanie, i gdynianie będą chcieli przełamać niemoc strzelecką po przerwie. Nikt jednak nie mógł przypuszczać, że kibice będą oglądali aż siedem goli, a obie ekipy zafundują swoim fanom prawdziwy rollercoaster emocji.
Nie wiadomo, co przekazał trener Mamrot zawodnikom Arki podczas przerwy, ale żółto-niebiescy zaczęli II część spotkania ze znacznie większym animuszem niż pierwszą połowę. Wynik meczu mógł otworzyć już w 47. minucie Młyński, ale nieznacznie się pomylił. Chwilę później akcja przeniosła się w pole karne Arki, gdzie Helstrup sfaulował Kubickiego. Sędzia Marciniak, który był blisko całej sytuacji, nie miał wątpliwości i pokazał na „wapno”. Rzut karny na bramkę zamienił Paixao, pewnie strzelają w lewy róg. Steinbors nie miał najmniejszych szans na skuteczną interwencję, a Lechia objęła prowadzenie 1:0.
Można było przypuszczać, że pierwsza bramka sprawi, iż mecz się bardziej otworzy. I tak się właśnie stało. Arka, nie mając wiele do stracenia, podejmowała coraz więcej ryzyka i odważniej atakowała bramkę strzeżoną przez Kuciaka. W 57. minucie dogodną okazję do wyrównania miał Zawada, ale uderzył ponad poprzeczką. W 59. minucie Fila sfaulował w polu karnym Młyńskiego i sędzia podyktował kolejny rzut karny. Po golu Vejinovica Arka wyrównała na 1:1 i mecz rozpoczął się „na nowo”.
W 71. minucie Nalepa wybił piłkę z rzutu rożnego, a ta odbiła się od Kubickiego, co oznaczało gol samobójczy, a na tablicy wyników widniał rezultat 2:1 dla Arki. Ta sytuacja mocno zmobilizowała gdańszczan. Szczególnie aktywny był Conrado, który w 65. minucie zmienił dobrze grającego Ze Gomesa. W 76. minucie biało-zieloni wykonywali rzut rożny, a chwilę później bramkę zdobył Flavio i znów był remis, tym razem 2:2. Warto odnotować, że wspomniany Conrado w kolejnych minutach zmarnował dwie, praktycznie stuprocentowe okazje do podwyższenia wyniku dla Lechii.
W 81. minucie przypadkowo ręką w polu karnym zagrał Zwoliński i sędzia odgwizdał trzeciego karnego w tym spotkaniu! Bramkę pewnym strzałem zdobył Vejinovic i Arka ponownie wyszła na prowadzenie – 3:2. Zaledwie trzy minuty później mógł być kolejny remis, ale sędzia, po analizie VAR, uznał, zresztą słusznie, że Conrado pomagał sobie w tej sytuacji ręką i anulował zdobytą bramkę.
Po dośrodkowaniu Conrado w 87. minucie, w polu karnym Arki zapanował kompletny chaos, a sytuację wykorzystał Zwoliński, który precyzyjną „główką” skierował piłkę do siatki. Znów na tablicy wyników pojawił się rezultat remisowy – 3:3.
Ostatnie minuty spotkania to sporo chaosu po obu stronach. Widać było, że rezultat remisowy nie zadowala ani Lechii, ani Arki. Sędzia Marciniak doliczył pięć minut do nominalnego czasu gry. I w ostatniej doliczonej minucie Helstrup sprokurował katastrofę dla Arki, faulując w polu karnym Nalepę. Arbiter nie miał innego wyjścia, jak odgwizdanie „jedenastki”. Chwilę później Flavio po raz kolejny oszukał Steinborsa i Lechia wyszła na prowadzenie 4:3. Arka walczyła do końca. Po rzucie wolnym, już po upływie doliczonego czasu, Kuciak wybił jeszcze piłkę na rzut rożny, ale żółto-niebiescy nie już zdobyli gola.
Podsumowując, o ile w pierwszej połowie Arka grała zbyt zachowawczo, a Lechia – nieskutecznie, o tyle w drugiej części spotkania obie ekipy stworzyły otwarte, interesujące i emocjonujące widowisko. Z przebiegu gry i statystyk wynika, że biało-zieloni wygrali zasłużenie, ale to gdynianie dwukrotnie prowadzili w derbach i byli „o włos” od historycznego zwycięstwa, a remis był praktycznie na wyciągnięcie ręki. Sytuacja Arki jest bardzo trudna. Po 27. kolejce żółto-niebiescy zajmują przedostatnie, 15. miejsce w ligowej tabeli, tracąc do bezpiecznego 13. miejsca sześć „oczek”. Z kolei Lechia zajmuje siódme miejsce, mając tyle samo punktów, co Pogoń Szczecin (po 41), a do trzeciego Śląska traci tylko dwa „oczka”.
– Mecz do końca był otwarty. Szkoda, bo mieliśmy ostatnią piłkę meczu. Mogliśmy szybciej całą sytuację zneutralizować. Na pewno nie zasłużyliśmy na porażkę, ale w piłce liczy się to, co „w siatce”. Jesteśmy bardzo niezadowoleni z tego wyniku. Mogliśmy wywieźć zwycięstwo, a wracamy z niczym – Ireneusz Mamrot, trener Arki Gdynia.
– Bardzo się cieszymy. Niesamowity mecz, na szczęście z happy-endem. W pierwszej połowie było dobre budowanie gry. Było wszystko, oprócz bramek. Źle zareagowaliśmy na zdobytą bramkę, nie graliśmy tego, co na początku. Zmiany przywróciły nam ten rytm. Zdobyliśmy bardzo potrzebne trzy punkty, a jeszcze ważniejszy jest szacunek od kibiców. Ważna w sporcie jest odpowiedź, więc się nie zrażaliśmy i dążyliśmy do zwycięstwa. Myślę, że byliśmy taką drużyną, jaką kibice chcą oglądać – Piotr Stokowiec, trener Lechii Gdańsk.