31.08.2017 14:41 0 Redakcja
Ratownicy WOPR oraz policjanci z Pucka zostali wieczorem poderwani do akcji. Z informacji przekazanych przez świadka wynikało, że do wód Bałtyku wpadł motolotniarz. Choć poszukiwania okazały się bezskuteczne, policja jeszcze nie zakończyła działań.
Od czwartkowego wieczoru (24 sierpnia) policjanci oraz ratownicy SAR i WOPR poszukiwali osoby, która miała wpaść do morza na wysokości Jastrzębiej Góry. Służby otrzymały zgłoszenie, że do Bałtyku wpadł motolotniarz. Na miejsce od razu ruszyły służby ratownicze, a poszukiwania prowadzone były z morza i z powietrza. Jednak nie znaleziono ani sprzętu lotniczego, ani człowieka.
– Świadek nie był pewien, czy rzeczywiście widział motolotnię – poinformował sierż. szt. Łukasz Brzeziński, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Pucku. – Mimo to policjanci z komisariatu we Władysławowie ustalają okoliczności tego zdarzenia, przesłuchali już świadków i skontrolowali brzeg Morza Bałtyckiego. Mundurowi sprawdzili również miejsca, w których odbywają się szkolenia i loty na motolotni.
Jak dotąd służby nie natrafiły na ślad, który mógłby wskazywać, że doszło do wypadku. Według właścicieli szkółek, w czasie domniemanego wypadku nikt nie odbywał lotów ani nie zgłosił zaginięcia.
– Mimo to nadal zbieramy informacje. Apelujemy też, jeżeli ktoś ma wiadomości na temat tej sprawy, by zgłosił się na komisariat – dodaje oficer prasowy.
Policjant zaznaczył, że tego typu zgłoszenia, mówiące o rzekomym zagrożeniu, często docierają do puckich stróżów prawa. Wszystkie są traktowane poważnie. Mundurowi podkreślają, że nawet jeśli świadek nie jest pewny, czy ma do czynienia z zagrożeniem, lepiej taką sprawę zgłosić.
– Dyżurni policjanci to doświadczeni funkcjonariusze, którzy już przez telefon potrafią ocenić, czy potrzebna jest interwencja – zaznacza przedstawiciel puckich stróżów prawa. – Pomoc społeczeństwa jest dla nas nieoceniona, ludzie bardzo dużo zauważają, co wpływa na poprawę bezpieczeństwa, a przecież wszystkim nam na tym zależy - podsumowuje.