Podczas kontroli bezpieczeństwa na lotnisku pasażer powiedział, że ma bombę. Okazało się to żartem, który jednak nie przypadł pogranicznikom i załodze samolotu do gustu. Mężczyzna zamiast polecieć do Wielkiej Brytanii, został w kraju z 500-złotowym mandatem.
Miał z Gdańska lecieć do Londynu 9 lipca. Wyprawa ta jednak zakończyła się szybciej. Pirotechnicy Straży Granicznej otrzymali informację o mężczyźnie, który już po przeprowadzonej kontroli bezpieczeństwa zgłosił, że w swoim bagażu przewozi bombę.
- 38-letni Polak natychmiast został odseparowany od pozostałych pasażerów i dokładnie przeszukany – podaje serwis prasowy Morskiego Oddziału Straży Granicznej. - Sprawdzono również jego bagaż. Funkcjonariusze nie znaleźli przy nim żadnych niebezpiecznych przedmiotów, sam zaś mężczyzna zaczął przepraszać za incydent i tłumaczyć, że to był tylko „głupi żart”.
Żart ów zakończył się wypisaniem mandatu w wysokości 500 złotych i zakończyli swoje czynności. Na tym nie koniec.
- Kiedy jednak mężczyzna zgłosił się do wyjścia na samolot, kapitan zdecydował o niewpuszczeniu go na pokład z uwagi na wcześniejszy incydent – zaznaczają pogranicznicy. - Nie mogła się z tym pogodzić towarzysząca 38-latkowi kobieta z dzieckiem. Wdała się w utarczki słowne z obsługą samolotu i decyzją kapitana również nie została wpuszczona na pokład.