Z akcji ratunkowej wyszły poobijane i mokre, ale są uśmiechnięte, pełne życia i szczęśliwe. Deklarują również, że chcą wrócić do żeglowania. Obecnie pasażerki oraz jacht Zjawa IV są we władysławowskim porcie.
- Nasz wspólny przyjaciel powiedział, że dziewczyny raz uniknęły śmierci uciekając przed chorobą, a teraz uniknęły śmierci uciekając przed żywiołem - mówi Lucjan Brudzyński, zastępca naczelnika ZHP, prezes fundacji Centrum Wychowania Morskiego ZHP.
Na pokładzie nabierającego wody jachtu było 12 kobiet uczestniczących w Onko-Rejsie. Płynęły z Polski do Szwecji.
- Najważniejsze, że miałyśmy ten bufor bezpieczeństwa, to nie wyglądało tak, że woda się przelewała, tej wody praktycznie nie widziałyśmy, tylko wiedziałyśmy o tym, że ona jest i powoli jej nabieramy – zaznacza Magdalena Lesiewicz, uczestniczka rejsu.
- W spokoju czekałyśmy na górze w kamizelkach ratunkowych, było powiedziane, że helikopter przyleci, statek przypłynie. Wiedziałyśmy, że ze wszystkich stron jesteśmy zabezpieczone – mówi Jola Pasek, uczestniczka rejsu.
Przypomnijmy, że wczoraj (1.06) około godziny 16:00 jacht zaczął nabierać wody, znajdując się około 50 mil morskich na północ od Rozewia. Na miejsce wezwano służby ratunkowe, jednak zgodnie z decyzją załogi jachtu pasażerowie nie zostali podjęci przez śmigłowiec. Przeszli jednak na pokład znajdującego się w rejonie statku "Aphrodite". Podczas ewakuacji dwa śmigłowce, polski i szwedzki, krążyły nad jednostkami pozostając w gotowości do natychmiastowego podjęcia na pokład rozbitków.
- W pewnym momencie zauważyliśmy, że mamy przeciek na pokładzie, dosyć poważny, w związku z powyższym podjęliśmy próbę odpompowania wody, która nie przyniosła rezultatu. Wiedząc, że nie jesteśmy w stanie odpompować wody i nie wiedząc jaka jest przyczyna przecieku postanowiliśmy wezwać pomoc – wyjaśnia Magdalena Górecka, kapitan jachtowy.
Jacht najprawdopodobniej pozostanie we Władysławowie.
- Zostanie wyslipowany we władysławowskim porcie, wtedy stwierdzimy co się zdarzyło, odkryjemy przyczynę, zapewne ją usuniemy i jacht będzie zdatny do żeglugi. Wszystkie systemy na tym jachcie funkcjonują, wzywanie pomocy, łączność radiowa, wszystkie kwestie ratownicze i silnik. Jest to pewnie kwestia jakiejś nieszczelności – tłumaczy Lucjan Brudzyński, zastępca naczelnika ZHP, prezes fundacji Centrum Wychowania Morskiego ZHP.