07.03.2014 16:04 0

HMŚ: Pary na wagę medali

fot. sopot.pl

Kryzys formy u polskich skoczków wzwyż wcale nie oznacza, że ta konkurencja nie będzie wywoływać emocji u polskich kibiców podczas halowych mistrzostw świata w lekkiej atletyce, które w ten weekend odbędą się w Sopocie. Zdaniem Jacka Wszoły, mistrza i wicemistrza olimpijskiego w skoku wzwyż, realną szansę na medal ma zarówno Kamila Lićwinko, jak i Justyna Kasprzycka.

Będzie pierwszy w historii krążek mistrzostw świata dla Polski w kobiecym skoku wzwyż?

To, co ostatnia wyprawia Kamila, jest fantastyczne. Warto podkreślić, że duża w tym zasługa Justyny, bo bez ich bieżącej rywalizacji było znacznie trudniej o rozwój. Inna sprawa, że ten postęp już wcześniej mógł być dużo szybszy. Widziałem obie zawodniczki na ubiegłorocznym mityngu w Opolu, gdzie poprawiły rekordy życiowe, co w przypadku Kamili oznaczało też pobicie 29-letniego rekordu kraju Danuty Bułkowskiej. Lićwinko skoczyła wtedy 199 cm i tak to właśnie funkcjonuje – kiedy dwie zawodniczki z aspiracjami w każdej kolejnej próbie stawiają sobie wzajemnie nowe wyzwanie, że szybować nad poprzeczką coraz wyżej. Byłoby świetnie, gdyby wskutek tej rywalizacji wreszcie wyniknął sukces na arenie międzynarodowej. Medal mistrzostw świata, w dodatku wywalczony przed polską publicznością, byłby ogromnym osiągnięciem. Z list światowych wyraźnie wynika, że Kamila jest obecnie czołową zawodniczką w swojej konkurencji.

Jak wynika z notowań firmy bukmacherskiej Fortuna, Polka jest jedną z głównych kandydatek do miejsca na podium. Czy ta 28-latka z Białegostoku ma w sobie mentalność zwyciężczyni, charakteryzującą najlepszych?

Trzeba przyznać, że Kamila dość długo czekała na swoje „pięć minut”. W ciągu ostatnich lat widziałem ją wielokrotnie w akcji i zawsze wydawało mi się, że ma bardzo duży potencjał – choć ze względu na fantastyczne warunki fizyczne do uprawiania skoku wzwyż. Tyle że ciągle nie można się było doczekać jakiegoś spełnienia, podsumowania tych nieprzeciętnych możliwości. Rozwój Kamili nie był taki żywiołowy, jak można się było spodziewać. Myślę, że obecne wyniki mogła osiągać już ze trzy lata temu. W tym czasie kilka znaczących imprez przeszło jej koło nosa. Nie ma co jednak marudzić, oby udany występ w Sopocie był dla niej takim swoistym przełamaniem, które zaowocuje medalami kolejnych wielkich zawodów. Tym bardziej, że widać wyraźnie, iż w wynikach kobiecego skoku wzwyż nastąpiła ostatnio pewna stagnacja. Jeszcze kilka sezonów temu skoki powyżej dwóch metrów nie były przecież żadnym problemem dla światowej czołówki, a obecnie wiodące zawodniczki dostały jakby lekkiej zadyszki.

Jak scharakteryzuje pan obie nasze reprezentantki, które zobaczymy na rozbiegu w Sopocie?

Po pierwsze, ich warunki fizyczne determinują źródło, z którego czerpią siłę do skakania. Justyna jest szybsza i ma szybsze odbicie, a Kamili jest pozornie łatwiej przemieszczać się w locie na wyższych wysokościach, bo ma wyżej środek ciężkości. Ale tylko pozornie, bo dynamiką i szybkością można to wszystko nadrobić bez większego problemu. Obie nasze zawodniczki są prawie na tym samym poziomie. Jeśli chodzi o sposób pokonywania poprzeczki, Kamila wychodzi mocno do góry i spada tuż za nią, a przelot Justyny jest dalszy i trwa trochę dłużej. Jedna i druga jest świetnie wyszkolona technicznie i jeżeli tylko są one w dobrej dyspozycji fizycznej, ich próby wyglądają bardzo efektownie.

Które reprezentantki zagraniczne będą najgroźniejszymi rywalkami dla Polek?

Zawsze groźne są Rosjanki. Dwa metry skoczyła też niedawno Blanka Vlasić i to też może być sygnał, że poważnie myśli o piątym w karierze medalu halowych mistrzostw świata. Chorwatka potrafi zrezygnować z kilku startów w sezonie, jeśli tylko nie czuje się zbyt pewnie i jej przyjazd do Trójmiasta oznacza, że wróciła na dobre po kontuzji.

W składzie polskiej reprezentacji próżno za to szukać skoczków wzwyż. Co się dzieje?

Też chciałbym wiedzieć, co dzieje się z naszymi skoczkami. Kolejni zawodnicy, którzy pojawili się na przestrzeni kilku ostatnich lat, obiecują wiele swoimi wynikami po czym – za wyjątkiem Sylwka Bednarka – nie realizują pokładanych w nich nadziei. Najczęściej problemy zdrowotne i brak osiągnięć wynikowych na głównych imprezach sprawiają, że wspomniani skoczkowie lekką atletykę muszą postawić we własnym życiu na kolejnym miejscu – za innymi priorytetami. Bo udane próby w okolicach 230 cm tylko na mniejszych zawodach nie przekładają się na związkowe i ministerialne stypendia. A proza życia zabija później kolejne nadzieje… Czasem problemy wynikają też z samej zmiany środowiska i przeprowadzką do innego miasta podyktowaną choćby rozpoczęciem studiów na danej uczelni. No cóż, trochę jest w tym winy systemu, który nie zauważa porządnych osiągnięć, mogących stanowić bazę na przyszłość. Wielu chłopaków nie jest po prostu w stanie pogodzić treningu z pracą lub nauką.

Wierzy pan, że wspomniany już Bednarek czy Wojciech Theiner, aktualny halowy mistrz kraju, zaistnieją jeszcze w międzynarodowej czołówce?

Wszystko jest możliwe. Nie zapominajmy tylko o czynniku czasowym. Czas leci nieubłaganie i każdy zmarnowany sezon, obojętnie z jakiej przyczyny, jedynie pogarsza sytuację. O Sylwku, który stracił dwa i pół roku na leczenie kontuzji, na razie jest cicho i oby to było cisza przed burzą. Burzą jego wyników. Tak właśnie bym to spuentował.

A jak ogólnie ocenia pan szanse biało-czerwonych w Ergo Arenie w ten weekend?

Mamy parę szans i może wyjdą z tego jakieś medale. Myślę tu przede wszystkim o naszych ośmiusetmetrowcach: Marcinie Lewandowskim i Adamie Kszczocie, o tyczkarzach: Pawle Wojciechowskim i Robercie Soberze i o wspomnianych już dziewczynach w skoku wzwyż. Jakoś tak te nazwiska układają się parami, ale to dobrze. Jest też oczywiście Ania Rogowska, która będzie skakać o tyczce na swoim „domowym” obiekcie. Ciężko może być za to Tomkowi Majewskiemu, bo rywale pchają nawet powyżej 22 metrów. Nic w sporcie nie jest jednak z góry przesądzone, dlatego mistrzostwa zapowiadają się dla nas bardzo ciekawie.

Atut znajomości obiektu może faktycznie pomóc naszym reprezentantom?

Z własnego doświadczenia muszę stwierdzić, że niekoniecznie. W 1975 roku startowałem w Katowicach na halowych mistrzostwach Europy i byłem bodaj jedenasty, a zaledwie pół roku wcześniej na mistrzostwach Europy w Rzymie zająłem piąte miejsce. Mój występ na najważniejszej do tej pory lekkoatletycznej imprezie, która odbyła się w Polsce, wiązał się zatem z dużym rozczarowaniem. Odczułem ten start bardzo boleśnie…

To może zatem jest odwrotnie i presja związana z obecnością rodzimej publiczności przeszkadza zamiast pomagać?

Na tym poziomie współzawodnictwa nie ma to już chyba żadnego znaczenia. Czołówka światowa startuje cały czas w podobnym składzie, więc miejsce rozgrywania zawodów nie jest takie istotne. No chyba, że rozda się za dużo biletów znajomym oraz rodzinie…

Sukces organizacyjny mistrzostw w Sopocie może nam pomóc w tym, aby kolejne wielkie wydarzenia lekkoatletyczne zagościły w Polsce?

Organizacyjnie na pewno damy radę, to widać już teraz. Obiekt będzie się podobał zarówno samym zawodnikom, jak i oficjelom z IAAF-u. W kwestii planów zorganizowania w Polsce mistrzostw świata na otwartym stadionie, problem leży zupełnie gdzie indziej. Budując obiekty na piłkarskie Euro 2012, sami przestrzeliliśmy okazję do wzniesienia nowoczesnego stadionu z bieżnią lekkoatletyczną. Widziałem plany zakładające powstanie takiej bieżni na Stadionie Śląskim w Chorzowie, ale nie wiem, jak obecnie wygląda tam stan prac. A należy pamiętać, że światowa federacja dąży podobno do tego, aby mistrzostwa świata na otwartym obiekcie odbywały się w dużych aglomeracjach, a najlepiej nawet w stolicach państw. Mam nadzieję, że skoro nie w Warszawie, to właśnie na Śląsku uda się w niedalekiej przyszłości przeprowadzić światowy czempionat. A tak już zupełnie na marginesie – większość finałów piłkarskich mistrzostw świata, jak choćby ten w Berlinie przed ośmioma laty, odbywały się ostatnio na stadionach, które otaczała bieżnia lekkoatletyczna. Jedno drugiemu naprawdę nie przeszkadza i trochę boli mnie, że ktoś w Warszawie podjął taką, a nie inną decyzję.


Czytaj również:

Trwa Wczytywanie...