Jadąc wczoraj na mecz, pośród tłumu ludzi, naszła mnie refleksja – dlaczego w XXI wieku, główny przewoźnik upycha nas jak sardynki w puszcze i z łaską dowozi na największe imprezy w kraju.
SKM krytykowana jest średnio raz w tygodniu, a to opóźnienia, a to remonty, a to stare pociągi. Nie zamierzam wylewać tu morza pomyj, bo inni zrobią to za mnie, jednak myśl, że robieni jesteśmy w balona nie daje mi spokoju. Rzadko przemieszczam się SKM-kami (uff), zmuszają mnie do tego tylko wielkie wydarzenia, odbywające się w Gdańsku. I za każdym razem, czy to mecz, czy koncert, pociągi są zapchane do granic możliwości.
18.45, stacja Gdynia Główna, peron wypełniony biało-czerwonym tłumem kibiców. Ostatni moment, by spokojnie dojechać na PGE Arenę. Kolejna okazja będzie za 15 minut. Rzec można, że kwadrans to nie dużo, ale doświadczenie mnie nauczyło, że odcinak Gdynia Główna-Gdańsk Główny można pokonać nawet w 1,5 h (koncert Jennifer Lopez). Wracając do tematu, z lekkim poślizgiem, ale jednak pojawia się na torze wyczekiwany pociąg i jakimś cudem trafia mi się miejsce siedzące (prawie jak wygrana w lotka). Co widzę? po prawej stronie - pana z dużym brzuszkiem, który niemal kładzie się na moją głowę, a tuż obok ładna blondynka za wszelką cenę stara się utrzymać równowagę, bo nie ma się czego przytrzymać. Najlepiej wyglądają przedsionki – rekordowa ilość osoba na 4m2.
Jedziemy, a dokładniej mówiąc toczymy się, na każdej stacji jest obawa, że dalej już nie ruszymy. Ludzie biegają od drzwi do drzwi, błagając by zrobić im trochę miejsca. Problem w tym, że tego miejsca już nie ma. Od stacji Gdynia Orłowo większość oczekując na stacji, czeka dalej. Widząc tych kibiców, którzy po prostu nie zmieścili się do składu, czuję że jestem szczęściarzem. Docieram do celu z kilkunastominutowym opóźnieniem. Tłum wylewa się z pociągu i rusza w pościg. Na peronie obok czeka bowiem SKM-ka na stadion. Znowu fart i jestem w środku. Udało się, czuję ulgę.
Droga powrotna jest już mniej dramatyczna, choć częstotliwość odjazdów (co 25 minut) to przegięcie. Nastrój i tak mam nie najlepszy, bo takie „widowisko” to w domu mogłem obejrzeć. Ale rozkoszuje się przestrzenią i przed północą docieram do domu.
Cały czas gryzie mnie: Dlaczego Szybka Kolej Miejska nie przygotuje większej liczby połączeń na czas takiego wydarzenia? Przecież na tym zarabiają! Moja przygoda do dramatycznych nie należała, ale widziałem, jak rodzicie z dziećmi rezygnowali z wpychani się do pociągu i dalej czekali na mrozie, licząc że w następnej SKM-ce będzie więcej miejsca. Czy aż tak jesteśmy daleko za innymi krajami, gdzie miejskie pociągi odjeżdżają co kilka minut. A może to oszczędności, bo my pasażerowie, przyzwyczailiśmy się już przecież do ścisku...
autor: Zatroskany kibic