Nowe władze gminy Krokowa, wybrane w jesiennych wyborach samorządowych, zamierzają nakazać rozbiórkę domków stojących na działkach w Karwieńskich Błotach. Ludzie z całej Polski czują się oszukani taką postawą radnych i wójta.
Na początku czerwca sąd administracyjny uchylił decyzję wojewody w sprawie zastrzeżeń do studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy. Nowa Rada Gminy Krokowa uchwaliła dokument, który został zakwestionowany przez wojewodę. Ten zarzucił samorządowcom, iż zbyt długo trwała procedura uchwalania studium, gdyż zajmowała się nią jeszcze poprzednia ekipa. Do dokumentu zgłoszono ponad 600 uwag i zastrzeżeń.
Sprawa trafiła przed oblicze sądu, gdyż samorządowcy z Krokowej napisali skargę na decyzję wojewody. Okazało się, iż przyznano im rację, chociaż wyrok nie jest prawomocny, zaś wojewoda rozważa wniesienie kasacji po uzyskaniu pisemnego uzasadnienia.
Przypomnijmy, iż konflikt ma swoje podłoże jeszcze w latach 1991-1992, gdy rolnicze spółdzielnie produkcyjne Jedność z Jeldzina i Wiosna z Karwieńskich Błot wydzieliły z 50 hektarów łąk (z aprobatą władz gminy i powiatu) 3 tysiące działek po 500-700 m kw. każda, które następnie sprzedały nabywcom z całej Polski. Ludzie poczuli się oszukani. Kupili atrakcyjne działki w nadmorskiej miejscowości. Później konserwator uznał ten teren za zabytkowy i zakazał jakiejkolwiek zabudowy
Jest to dramat ludzi wprowadzonych w błąd. Niespodziewanie okazało się, że na działkach, które miały być letniskowe, nie można nic zbudować - mówi Leszek Hałka z Wrocławia, właściciel jednej z działek w Karwieńskich Błotach.
Owszem, kupowaliśmy te działki jako rolne. Nie było jednak mowy o żadnych zabytkach, a wójt gminy Krokowa obiecywał, że po zmianie planu zagospodarowania będą to działki budowlano-rekreacyjne - dodaje Zbigniew Dziarnowski, jeden z właścicieli.
I rzeczywiście. W 1992 roku wojewódzki konserwator zabytków w Gdańsku wpisał do rejestru zabytków układ przestrzenny. Osiem uchwał Rady Gminy Krokowa w tej sprawie unieważnił wojewoda. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gdańsku orzekł, że miał do tego prawo. Od tego momentu letnisko stało się zabytkiem, w którym nic się nie zbuduje.
Ostatni sukces urzędników przed sądem administracyjnym z 2 czerwca 2011 roku jest dla wielu osób dość gorzki. Studium, na podstawie którego gmina będzie uchwalać teraz swoje plany zagospodarowania, jasno wytacza możliwą linię zabudowy. A to dla osób posiadających tu domki letniskowe może oznaczać nakaz rozbiórki.
Jeszcze w 2006 roku wójt Henryk Doering stracił swoje stanowisko za wieloletnie i uporczywe łamanie prawa, potwierdzone prawomocnymi orzeczeniami sądów. Chodziło przede wszystkim o nieprawidłowe decyzje w sprawie zabudowy terenu gminy. Szczególnie bulwersującym przypadkiem miała być dewastacja unikatowego układu pól sprzed ponad trzystu lat, jaki pozostawili po sobie holenderscy osadnicy we wsi Karwieńskie Błota. Jest to wysokiej klasy zabytek, prawnie chroniony. Doering utrudniał działania kontrolne, m.in. latem 2005 r. nie udostępnił dokumentów zespołowi kontrolnemu wojewody pomorskiego.
O uregulowanie prawne tych terenów od lat zabiegają właściciele działek, którzy pobudowali swoje obiekty bez uzyskania warunków zabudowy. Teraz prawo miejscowe może okazać się dla nich bezwzględne. Samowole budowlane w gminie mogą dotyczyć nawet kilkuset obiektów. Władze gminy nie liczą na szybkie rozwiązanie sporu.
A początek wszystkiemu dała przyjęta w październiku 1990 r. nowelizacja Kodeksu cywilnego. Uchylono wówczas artykuły 160-165 ograniczające swobodę dzielenia gruntów rolnych. To, że dzisiaj można handlować bez jakichkolwiek barier niewielkimi nawet skrawkami ziemi uprawnej czy łąk nie oznacza, iż wolno na nich budować bez urzędowej zmiany przeznaczenia terenu. Ale tylko w teorii. Wiadomo bowiem, iż mieszkaniec miasta, nierzadko z drugiego krańca Polski, nie kupuje 500 m kw. nadmorskiej łąki po to, aby hodować na niej krowę lub barana. Zwykle nosi się z zamiarem zbudowania stałego letniska. Tak też było w Karwieńskich Błotach. Wojewódzki konserwator zabytków wcześniej nie wpisywał wsi do rejestru zabytków, bo nie było takiej potrzeby. Gdy dostrzegł zagrożenie, było już za późno. Tutejsze tereny miały już kilkuset nowych właścicieli, żywotnie zainteresowanych tym, aby wszelkimi możliwymi sposobami, w tym metodą faktów dokonanych, doprowadzić do przekwalifikowania działek z rolniczych na budowlane. Kupowano je za grosze, głównie od dwóch spółdzielni rolniczych, którym groziło bankructwo. Z czasem pomysł podchwycili miejscowi rolnicy. Dziś niektórzy zamiast uprawy roli, żyją z jej wyprzedaży.
Podobne zjawisko, jak to obserwowane obecnie w Karwieńskich Błotach, wystąpiło 20 lat temu na terenach nadmorskich w Danii. Wtedy parlament zalegalizował wydzielone już działki, wprowadzając jednocześnie całkowity zakaz dokonywania nowych podziałów. W Polsce też nie będzie pewnie innego wyjścia…