05.04.2019 09:43 2 Jerzy Lipka

Rządy grup interesu w energetyce

Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com

Kiedy pod koniec listopada 2018 roku ogłoszono wreszcie długo oczekiwany program rozwoju polskiej energetyki do 2040 roku. Można było mieć nadzieję, że 30-letnie rządy grup interesu w sektorze energetycznym się zakończą, będąc zastąpione realnym planem uwzględniającym Polską Rację Stanu.

Niestety, jak dotąd Pan Premier ani Rada Ministrów nie przyjęła go oficjalnie do realizacji. Do połowy lutego można to było tłumaczyć trwającymi konsultacjami, ale konsultacje się skończyły ponad miesiąc temu, a o przyjęciu projektu przez Radę Ministrów do realizacji jakoś głucho. Nie jest tajemnicą, że opracowany w Ministerstwie Energii program krytykowany był niezwykle ostro przez dwie silne grupy wpływu. Z jednej strony przez branżę wiatrową, za dostrzeżenie faktu małej skuteczności energetycznej wiatraków na lądzie i chęć rozwoju wyłącznie elektrowni wiatrowych na morzu. Z drugiej strony – przez lobby węglowe i górnicze związki zawodowe, za niedostateczną ich zdaniem obronę węgla w systemie i stopniowym co prawda, ale jednak odchodzeniem od tego paliwa na rzecz czystych nowocześniejszych technologii. Energetyka jądrowa nie od dziś i nie tylko w Polsce jest solą w oku tradycyjnych grup interesu dominujących w sektorze wytwarzania energii.

Można to tłumaczyć tylko w jeden sposób. Jako przedkładanie przez obóz rządzący racji czysto politycznych ponad Polską Rację Stanu i ponad pilną konieczność zaradzenia narastającym problemom w sektorze energetycznym! Problemom, dodajmy, spowodowanym 30-letnim okresem nieomal niepodzielnych rządów grup interesów i lobby w energetyce, szczególnie tu silnych, ze względu na ogromne pieniądze, jakie wchodzą w grę. W praktyce, jeśli już coś nowego budowano, to wyłącznie kolejne elektrownie węglowe lub farmy wiatrowe, bo tylko na tym lobbyści mogli zarabiać, a branże wiatrowa i węglowa zawsze dążyły do maksymalnego monopolu, nie chcąc dopuścić do powstania potencjalnej konkurencji. Branża węglowa, niestety, poprzez swój wpływ na polityków zablokowała próbę rozwoju w Polsce energetyki jądrowej z końca lat 80., doprowadzając do likwidacji EJ Żarnowiec w budowie. Zaawansowanie robót w momencie zamknięcia wynosiło 40%. Z kolei w 2012 roku rząd D. Tuska uniemożliwił zakup przez francuski koncern EdF większościowego pakietu akcji Enei, jako że Francuzi zamierzali wybudować w rejonie Kozienic niewielką elektrownię jądrową, zamiast 1075 MW nowego bloku na węgiel.

Konieczne długofalowe mądre planowanie bez dogmatów

W każdym kraju sektor energetyczny wymaga długofalowego mądrego planowania, w horyzoncie 20–30-letnim. Plany winny być wykonane w oparciu o konkretne wyliczenia i analizy ekonomiczne oraz ekologiczne. Jakie inwestycje i kiedy, decyzje mają wynikać z tego planu właśnie. Zdawać by się mogło, że w Polsce nareszcie tak zaczyna się dziać, jednak fakt niezaakceptowania projektu opublikowanego przez Ministerstwo Energii świadczy, że lobbyści zamierzają go zmodyfikować według własnych interesów. I naciskają w tym celu na polityków.

Zaraz w ogniu ostrej krytyki projektu ministerialnego pojawiły się alternatywne wersje polityki energetycznej, na ogół całkowicie oderwane od rzeczywistości, bazujące na propagandowych teoriach lansowanych przez środowiska powiązane z OZE, głównie energetyką wiatrową i słoneczną. Oczywiście w tych planach monopol węglowy miał zostać zastąpiony monopolem OZE, a miejsca dla energetyki jądrowej nie było w ogóle. Instytuty powiązane z energetyką wiatrową, jak Forum Energii wskazywały, jakoby do radykalnego zmniejszenia emisyjności polskiej gospodarki i zaspokojenia energetycznych potrzeb rozwój OZE połączony z planami oszczędzania energii wystarczył!

Do czego prowadzi ideologia i prymat grup interesu w energetyce

Twórcy takich koncepcji całkowicie ignorują fakt, że w samych Niemczech, na które często się powołują, program Energiewende, którego polską wersje nam proponują, napotyka na ogromne problemy, a koszty wymykają się spod kontroli (520 mld euro od początku jego wdrażania). Rosną też ceny energii, które już dziś w Niemczech i Danii są dwukrotnie wyższe niż w opierającej się na atomie Francji. Oczywiście chodzi o ceny energii dla odbiorców indywidualnych, bo te dla przemysłu są silnie dotowane przez państwo.

Również co do zmniejszenia emisji energetyka wiatrowa i słoneczna okazały się mało przydatne. Niemcy nie są w stanie dotrzymać swoich zobowiązań emisyjnych do 2020 roku, co już oficjalnie przyznały czynniki polityczne. Dzieje się tak dlatego, że roczne wykorzystanie mocy dla wiatraków na lądzie to ok. 17–25%, w zależności od lokalizacji. Fotowoltaika, choć bardziej przewidywalna, może się "poszczycić" tym wskaźnikiem na poziomie 10–12%, a morskie farmy wiatrowe – 40–50%, w najlepszych lokalizacjach na Morzu Północnym oraz południowych i północnych wybrzeżach Wielkiej Brytanii. Przez resztę czasu energię muszą dostarczać źródła jak najbardziej emisyjne, głównie gazowe, najbardziej elastyczne, jeśli chodzi o częstą i szybką zmianę mocy. Ponieważ energetyka gazowa daje energię bardzo drogą, zależną w 80% od ceny surowca, Niemcy uzupełniają swój mix energetyczny węglem brunatnym (nowe odkrywki i elektrownie na to paliwo), a także importowanym węglem kamiennym.

Autor artykułu, Jerzy Lipka, jest absolwentem kierunku Energetyka Jądrowa na Politechnice Warszawskiej, przewodniczącym Stowarzyszenia Obywatelski Ruch na Rzecz Energetyki Jądrowej.

Przedstawiony materiał jest wyrazem indywidualnych refleksji autora i nie musi być spójny z poglądami redakcji portalu.


Czytaj również:

Komentarze

W trakcie ciszy wyborczej dodawanie i przeglądanie komentarzy jest zablokowane.