Wyposażeni w kapoki i pianki ruszyli w sobotę z Kuźnicy przez zatokę poruszając się przez "mieliznę rybitwą". Na 15. Marsz Śledzia wyruszyć mogło jedynie 100 chętnych śmiałków. Meta wyprawy znajdowała się w Rewie.
Stu chętnych, wylosowanych spośród kilku tysięcy zgłaszających się osób, przeszło przez Zatokę Pucką po mieliźnie.
W tym roku pierwsi uczestnicy wyszli z wody tuż po godzinie 15:00. Każdy z nich otrzymał dyplom i odznakę. Koniec marszu miał miejsce u nasady “Szpyrku” Rewskiego pod krzyżem z kotwic. Tradycyjnie na półmetku trasy osoby biorące udział w wydarzeniu musiały spożyć surowego śledzia.
Przemarsz trwał około 6 godzin, śmiałkowie mieli do pokonania 12 km.
Sposób przeprowadzenia Marszu:
Etap “wiary”, wchodzimy do wody i stopniowo oddalamy się od brzegu półwyspu Helskiego, jest coraz głębiej, po około 700 metrach zaczynamy płynąć – przed nami widać tylko wodę... Wierzymy, że zaraz znowu będziemy mieli grunt pod stopami, choć nic na to nie wskazuje.
Etap “syndrom Mojżesza”, idziemy w wodzie po kolana a potem po wąskim pasku suchej ziemi przez środek Zatoki, jak Biblijny Mojżesz, “mając mur z wody po prawej i lewej stronie”. W tym etapie osobliwości natury możemy zobaczyć wystające na tym odcinku wraki, w tym wrak okrętu podwodnego ORP Kujawiak.
Etap “próby”, każdy uczestnik marszu śledzia na trasie zjada specjalnie przyrządzonego śledzia (dla pokrzepienia) oraz wypija typowo marynarski napój. Wszystko po to, aby móc stawić czoła ostatniemu trudnemu etapowi marszu.
Etap “byle do brzegu”. Ten etap to walka o życie, tu uczestnicy muszą pokonać sztuczny przekop w mieliznach tzw. “głębinkę” o szerokości od 700 do 1400 metrów (w zależności od stanu wody i układu płycizn w danym roku). Pokonamy ten odcinek w wodzie ciągnieni na linie za kutrem rybackim (po 10 os. na każdy kuter) lub na pokładach łodzi. W edycjach extreme (jesień, zima i wiosna) gdzie uczestnikami są osoby zawodowo związane z morzem ten odcinek jest pokonywany wpław. Motywacją dla uczestników jest widoczny brzeg w Rewie.