Życie na statku jest dosyć chaotyczne. Nie zawsze jest pięknie i kolorowo. Czasami potrzeba też marynarskich wyrzeczeń, które stają się codziennością. Dzisiaj chcemy wam przedstawić historię Damiana, który dopiero rozpoczął swoją przygodę ze statkiem. Skończył studia, praktyki, rozpoczął pływanie... Pochodzi z małej miejscowości w okolicach Lęborka. Damian po jednym czteromiesięcznym rejsie awansował na stanowisko motorzysty, a od dwóch rejsów jest trzecim mechanikiem. W przeprowadzonym wywiadzie przedstawiamy wam historię niezwykłego życia zwykłego człowieka.
Anna Domżalska: Kim chciałeś zostać będąc małym chłopcem? Czy twój wymarzony zawód miał coś wspólnego z marynarzem?
Damian: Nie miało to nic wspólnego z pływaniem, jak to u dzieci bywa raz chciałem być archeologiem, raz odkopywać dinozaury albo zajmować się zwierzętami w zoo.
AD: Dlaczego zatem wybrałeś taką ścieżkę kariery?
D: Wyszło to właściwie samo, nie dostałem się na studia na które chciałem, a na „mechanice i budowie maszyn” były wolne miejsca, taki kierunek wydał mi się ciekawy więc postanowiłem spróbować. Tą profesją zajmuję się od kiedy skończyłem szkołę, czyli od początku zeszłego roku, mam za sobą 4 czteromiesięczne rejsy plus krótkie praktyki na holownikach.
AD: Jakimi statkami dane było Ci pływać?
D: Były to statki do przewozu ładunków masowych, czyli masowce, prawdopodobnie najpowszechniejsze statki jakie można spotkać na morzu. Miały wyporność kilkudziesięciu tysięcy ton DWT. Pływałem u polskiego armatora, jednak pod banderami innych krajów np. Wysp Bahama.
AD: Ile trwał najdłuższy postój w porcie?
D: W dzisiejszych czasach wszystkim zależy na tym, żeby statki jak najwięcej pływały, więc armator oraz czarterujący starają się, aby w porcie statek spędzał tylko tyle czasu ile potrzeba. W zależności od tego jakie są zdolności rozładunkowe portu oraz samego statku ten czas trwa od kilku do kilkunastu dni. Średnio jest to około tygodnia. W czasie moich rejsów nie zdarzało mi się spędzić w jednym porcie więcej niż dwa tygodnie. Chociaż, jeżeli zaliczyć do tego stocznię, to w Gdańskiej Stoczni Remontowej przestaliśmy około półtora miesiąca.
Najwięcej czasu bez wychodzenia na ląd spędziłem jednak gdy trafił się długi pobyt na redzie przed Itaquą, jednym z brazylijskich portów. Po wyjściu z portu Ashdot w Izraelu płynęliśmy przez Atlantyk około 3 tygodni, a potem przez półtora miesiąca staliśmy na redzie. Taki długi pobyt na redzie ma swoje plusy i minusy. Wiąże się to z tym, że może być trochę lżejsza praca, ponieważ silnik główny nie pracuje, parę innych mechanizmów też jest odstawionych, ale za to po pewnym czasie kończą się zapasy takie jak świeże owoce, lub nabiał, ale także piwo. Po za tym na pewno odbija się to trochę na psychice, każdy ma dość oglądania codziennie tych samych twarzy i tęskni za lądem.
AD: Jaki był najdłuższy czas, gdy nie miałeś kontaktu z rodziną?
D: Wygląda to trochę inaczej, kontakt z domem można mieć w każdej chwili, ponieważ na statku jest dostępny telefon satelitarny, z którego można dzwonić do domu lub na komórki. Oczywiście trochę taka przyjemność musi kosztować, oraz trzeba pamiętać o różnicy czasu. Np. będąc w Brazylii mamy 6h różnicy do Polski. Przez to dzwoni się do domu najczęściej tylko w weekendy, ponieważ kiedy w tygodniu wracasz z pracy, weźmiesz prysznic i zjesz kolację to w kraju jest już po północy. Przeważnie co tydzień starałem się do kogoś zadzwonić.
AD: Państwa, które odwiedziłeś to...?
D: Parę krajów widziałem, chociaż nie ma tu porównania do marynarzy którzy pływają od parędziesięciu lat. Byłem w Niemczech, Francji, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Irlandii. W Ameryce Południowej bardzo często bywałem w Brazylii, ale nie ominąłem też Wenezueli i Kolumbii. Do tego dochodzi USA, Turcja, Izrael, Tunezja, Maroko i to chyba wszystko. Praktycznie w każdym porcie udało się wyjść chociaż na parę godzin.
AD: Jak wygląda wolny czas na pełnym morzu?
D: Niestety bardzo często jest tak, że wszyscy są zmęczeni nie tylko pracą, ale też swoim towarzystwem, w końcu przez cały czas przebywamy w tym samym towarzystwie, więc zamykamy się w swoich kabinach i tam każdy zajmuje się swoimi sprawami, przeważnie jest to oglądanie filmów. Wygląda to tak od kiedy każdy prawie ma laptopa. Ale również jest tak, że spotykają się ludzie na wspólnym oglądaniu w sali telewizyjnej. Poza tym jest parę innych możliwości, różne statki mogą być różnie wyposażone, na jednych jest w takiej sali również np. stół do gry w piłkarzyki bądź lotki. Są lepiej, lub gorzej wyposażone sale gimnastyczne, na statkach jest również dużo książek. Kiedy trafia się fajna załoga to często w weekendy organizujemy grilla.
AD: Co staje się gdy zachorujesz na statku?
D: Na statku znajduje się szpitalik, w którym można udzielić pierwszej pomocy, a osoba chora może tam dochodzić do zdrowia, mamy również podstawowe leki i trochę przyborów takich jak strzykawki, skalpele, opatrunki. Drugi oficer ma przeszkolenie medyczne i on zajmuje się takimi sprawami. Ale najważniejsze jest zapobieganie, więc żaden marynarz nie zamustruje na statek bez ważnego świadectwa zdrowia.
AD: Istnieje przekonanie, że po kilku rejsach marynarza stać na zakup mieszkania. Czy taka praca jest opłacalna?
D: Tak różowo na pewno nie jest. Oczywiście zarobki są trochę wyższe niż to bywa na lądzie, ale trzeba pamiętać, że większość marynarzy, przynajmniej w mojej firmie, zarabia tylko wtedy kiedy pływa, wiec kiedy jest w domu żyje z oszczędności. Gdyby marynarz nie miał rodziny na utrzymaniu, przedłużał sobie rejsy, a na lądzie nie jadł to może po jakimś czasie stać by go było na coś małego. Poza tym trzeba pamiętać, że takie pieniądze nie są za darmo, to ciężka i wymagająca wielu poświeceń praca.
AD: Czy kobiety na statku traktuje się inaczej niż resztę załogi?
D: W pracy na statku nikt nie może być traktowany wyjątkowo, wszyscy mamy swoje obowiązki, ale poza pracą na pewno kobiety są trochę uprzywilejowane. Można zauważyć, że pozostała, męska część załogi zachowuje się trochę inaczej w stosunku do nich, na pewno są wtedy bardziej kulturalni niż w czysto męskim towarzystwie, używają mniej brzydkich wyrazów, pamiętają np. o manierach przy stole.
AD: Czy to prawda, że prawdziwy marynarz ma kobietę w każdym porcie? Jak przekłada się to na rzeczywistość?
D: Hmm… na pewno temat bardzo delikatny. Powiedzmy, że wszystko zależy od człowieka i nie można generalizować. Specyfika tej pracy już taka jest, że marynarz częściej musi walczyć z pokusą, niż ludzie pracujący w kraju, na lądzie, którzy codziennie mają przy sobie swoje ukochane, a nie panie które chciałyby je zastąpić.