Miało być wielkie święto, jest – ogromny niedosyt. W środowym (2 maja) meczu finałowym Pucharu Polski, który odbył się na Stadionie Narodowym w Warszawie, Arka Gdynia uległa Legii Warszawa 1:2, tym samym tracąc trofeum, które zdobyła przed rokiem w heroicznym pojedynku z Lechem Poznań.
Po słabych występach ligowych dla piłkarzy gdyńskiej Arki obrona Pucharu Polski była meczem z gatunku „być albo nie być”. Można było odnieść wrażenie, że w ostatnich dniach żółto-niebiescy postawili wszystko na jedną kartę, angażując wszelkie siły i środki w jak najlepszy występ na Stadionie Narodowym. Od dłuższego czasu już trwała mobilizacja w szeregach gdynian. Być może, podobnie jak w przypadku derbów Trójmiasta, byli oni „przemotywowani”. Jednak od zawodowców można wymagać znacznie więcej i nie tłumaczyć ich tremą ani przeciążeniem psychfizycznym…
Pierwszego gola dla stołecznych zdobył w 12. minucie spotkania Niezgoda, który wykorzystał fatalne ustawienie obrońców Arki. Stało się jasne, że aby grać na równorzędnym poziomie z Legią, Arka musi grać śmielej piłką i kontrolować przebieg spotkania. Jednak w miarę upływającego czasu to Legia przejmowała inicjatywę. W 29. minucie wrzucona w pole karne piłka minęła nogi dwóch defensorów Arki i trafiła wprost do Cafu, który bez trudu umieścił ją w bramce. Żółto-niebiescy przegrywali już 0:2. Do przerwy rezultat już nie uległ zmianie.
Przez pierwsze minuty drugiej połowy Legia grała ze świadomością wyniku, nie pozwalając gdynianom na zbyt wiele inicjatyw. W 58. minucie sędzia musiał przerwać na kilka minut spotkanie, z powodu zadymienia stadionu racami, które odpalili kibice. Przełom w spotkaniu nastąpił w 68. minucie – niestety, nie było to rozstrzygnięcie korzystne dla Arki. Piesio brutalnie sfaulował Szymańskiego, niemal powodując ciężką kontuzję Legionisty.
– Czerwona, a nawet czarna – podsumował to zdarzenie Tomasz Hajto, który komentował to spotkanie w telewizji.
Sędzia był tego samego zdania i po weryfikacji VAR słusznie wyrzucił zawodnika Arki z boiska. Od tego momentu osłabionej Arce kompletnie brakowało już pomysłu na to, jak zaskoczyć Legię. Wrzutki w pole karne z autu były jednym racjonalnym pomysłem, ale niewiele z nich wynikało. Wprawdzie żółto-niebiescy próbowali grać pressingiem, ale brakowało im skuteczności, choć nie można odmówić im determinacji.
Ze względu na przerwy w meczu, sędzia doliczył aż 10 minut. W tym czasie Arka próbowała zmienić rezultat spotkania. W 99. minucie gdynianie w końcu wykorzystali posłanie piłki w aut, a do bramki trafił Sołdecki. Stało się jednak jasne, że Legia w ciągu niespełna dwóch minut nie pozwoli doprowadzić do remisu. Ostatecznie po raz 19. w historii Puchar Polski został w Warszawie.
Podsumowując, Legia wygrała zasłużenie. Grała mało skomplikowany, ale skuteczny futbol. Gdy było trzeba, efektywnie spowalniała grę, szanując piłkę. Potrafiła jednak stwarzać groźne sytuacje, a przede wszystkim – wykorzystywać błędy obrońców Arki, które nie powinny mieć miejsca na tym poziomie rozgrywek.
– Na pewno nie byliśmy dziś Arką sprzed roku, choć wtedy mieliśmy też o wiele więcej szczęścia. Legia stworzyła zdecydowanie mniej groźnych sytuacji niż Lech, ale już w pierwszej połowie kontrolowała mecz. Jesteśmy smutni, bo przed pierwszym gwizdkiem mieliśmy duże nadzieje. Chcieliśmy obronić trofeum, a wracamy z pustymi rękami. Jednak trzeba oddać Legii, że była lepsza – podsumował mecz Marcin Warcholak.
Arka Gdynia: Steinbors – Zbozień, Marcjanik, Helstrup, Warcholak – Marcus, Sołdecki, Bohdanow (46. Piesio), Nalepa (73. Marciniak) , Szwoch – Jankowski (46. Siemaszko). Rezerwowi: Pilarz, Marciniak, Socha, Piesio, Kun, Jurado, Siemaszko
Legia Warszawa: Cierzniak – Vesović, Remy, Pazdan, Hlousek – Cafu, Philipps, Antolić – Kucharczyk (90. Eduardo), Niezgoda, Radović (66. Szymański). Rezerwowi: Malarz, Mauricio, Pasquato, Eduardo, Hamalainen, Szymański, Jędrzejczyk
Bramki: 90+9. Sołdecki – 12. Niezgoda, 29. Cafu
Widzów: 47 037