Tea-tralna, kontynuując najlepsze tradycje, ponownie sprowadziła jazz do foyer gdyńskiego Teatru
Miejskiego. Poniedziałkowe jam session, rzecz jasna pod artystyczną opieką i kierownictwem Przemka
Dyakowskiego, odbywają się regularnie, co dwa tygodnie. Zorganizowane, z udziałem czołówki
trójmiejskich instrumentalistów, wspieranych przez absolutnie niezapowiedzianych gości. Nowe
nagłośnienie, scena, menu, a w nim bogaty wybór herbat i kaw, pozwalają cieszyć się doskonałą muzyką,
w doskonałej jakości i atmosferze.
W najbliższy poniedziałek, jako gospodarze spotkania wystąpią: wokalistka Joanna Kinitter,
perkusista Tomasz Sowiński, kontrabasista Piotr Kułakowski oraz wibrafonista Dominik Bukowski.
Scena Tea-tralnej to miejsce magiczne dla trójmiejskiego jazzu. Tu w działającym przez dwanaście lat
Sax Clubie, rozpoczynały kariery obecne gwiazdy wielkiego formatu. Pojawiali się zarówno
przedstawicieli uznanego, głównego nurtu ze Zbigniewem Namysłowskim, Włodzimierzem Nahornym czy Janem
Ptaszynem Wróblewskim na czele, jak i młoda scena, w tym ta jassowa.
- Doskonale pamiętam ich wspólne spotkania, przecież to tu właśnie Namysłowski po raz pierwszy zagrał
z Leszkiem Możdżerem. Temu ostatniemu publiczność zorganizowała zbiórkę pieniędzy na fortepian, by w
ogóle miał na czym grać – wspomina swoją ulubioną anegdotę, związany z miejscem od samego początku
Przemek Dyakowski.
Nie można też zapomnieć o wizytach znakomitych gości z zagranicy, dla których wieczór w gdyńskim
klubie niezmiennie stanowił obowiązkowy przystanek na trasie koncertowej. Wystarczy wspomnieć, że
grali tu Joe Lovano, Joshua Redman, Al. Foster, James Carter czy słynna „The Glenn Miller Orchestra”.
- Chcemy wrócić do tego, co było najważniejsze w tym miejscu. Stworzyć tę legendarną dobrą atmosferę
dla jazzu. W pierwszej kolejności będziemy promować nowe pomysły i pozwalać zaistnieć młodym składom,
ale oczywiście nie zabraknie stałych, sprawdzonych gości. Z tego połączenia z pewnością znów wyjdzie
coś świeżego i dobrego. Na ostatnim jam session na jednej scenie grało piętnastu muzyków, ale taka
jest właśnie idea jam session – nie wiadomo, co może się wydarzyć danego wieczoru – tłumaczy
saksofonista Przemek Dyakowski, którego z pewnością także zobaczymy na scenie.