02.06.2020 19:00 9 mike/NIK/mat. pras.

Czeka nas katastrofa ekologiczna? NIK krytycznie o sytuacji na Bałtyku

Zdjęcie ilustracyjne/archiwum

Bierność wobec realnych zagrożeń związanych z zaleganiem na dnie Bałtyku wraków jednostek, z których w każdej chwili może się wydobyć paliwo i broń chemiczna, zarzuca administracji morskiej i ochrony środowiska Najwyższa Izba Kontroli. „Może to doprowadzić do katastrofy ekologicznej na niespotykaną skalę” – czytamy w dokumencie NIK.

Dokument Najwyższej Izby Kontroli opublikowano 30 maja, a z jego pełną treścią można się zapoznać pod tym linkiem. Wynika z niego, że w ciągu minionych latach dopuszczono się do licznych zaniedbań, mimo wiedzy o zagrożeniach, które mogą wywołać wraki z czasów II wojny światowej, spoczywające na dnie Bałtyku.

Największe zagrożenie stanowią pochodzące z okresu II wojny światowej Stuttgart i Franken. Z pierwszego już wydobywa się paliwo, drugi, z powodu korozji, może się zapaść w każdej chwili i spowodować ogromną katastrofę ekologiczną. Do tego w rejonie Głębi Gdańskiej może spoczywać na dnie co najmniej kilkadziesiąt ton amunicji i bojowych środków trujących (BŚT), w tym jeden z najgroźniejszych iperyt siarkowy. Od wojny już kilkakrotnie doszło do poparzenia nim rybaków i plażowiczów – czytamy na stronie NIK.

Jednostka „Franken” była w przeszłości badana przez Instytut Morski w Gdańsku. Analizy wskazują, że może w niej zalegać nawet sześć tysięcy ton paliwa i substancji ropopochodnych. Z kolei „Stuttgart” odpowiada za „lokalną katastrofę ekologiczną” z 2009 roku. W strefach, których zalega mazut, wytworzyła się strefa pozbawiona życia. Wokół wraku stwierdzono oleistą plamę o powierzchni około 415 tys. m kw. Wyniki kontroli wskazują na to, że urzędnicy zrobili niewiele, aby przeciwdziałać niebezpieczeństwu, a wręcz nie potrafili go do końca rozpoznać.

Ani administracja morska, ani ochrony środowiska nie rozpoznawały tych zagrożeń. Co więcej, wzajemnie obarczają się odpowiedzialnością za przeciwdziałanie zagrożeniom, nie uznając swojej kompetencji, podczas gdy, zdaniem NIK, z przepisów jasno wynika podział obowiązków w tym zakresie. Niestety, w miejscach, gdzie takie rozpoznanie już zostało dokonane, administracje tych urzędów nie podejmowały interwencji i nie zajęły się prewencją – podkreślił Marian Banaś, prezes Najwyższej Izby Kontroli.

Poza tym nadal brakuje inwentaryzacji dna, czyli rozpoznania miejsc, ilości i rodzaju niebezpiecznych materiałów. Przedstawiciele NIK skierowali w powyższej sprawie wnioski systemowe, m.in. do Prezesa Rady Ministrów, ministrów gospodarki morskiej i śródlądowej czy ministra klimatu. Kontrola NIK objęła: Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, Ministerstwo Środowiska (obecnie: Ministerstwo Klimatu), Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, Urzędy Morskie w Gdyni, Słupsku i Szczecinie, Morską Służbę Poszukiwania i Ratownictwa, a także urzędy wojewódzkie: pomorski, warmińsko-mazurski i zachodniopomorski. Kontrolą objęto okres od 2016 roku do pierwszej połowy 2019 roku.

Zagrożenia na Bałtyku były wielokrotnie sygnalizowane przez społeczników i obrońców środowiska. W 2018 roku fundacja MARE rozpoczęła realizację projektu „Redukcja negatywnego wpływu wycieku paliwa z wraku tankowca Franken” oraz kampanię medialną pod hasłem „Zatrzymaj wyciek ropy. Ratuj Bałtyk”. List otwarty w sprawie przeciwdziałania „tykającym bombom” na dnie Morza Bałtyckiego podpisało 56 tyś internautów.


Czytaj również:

Komentarze

W trakcie ciszy wyborczej dodawanie i przeglądanie komentarzy jest zablokowane.