12.02.2018 15:30 93 mike/TTM
Patowa sytuacja panuje na ogrodach działkowych w Wejherowie. Mimo braku godziwych warunków, ciągle mieszkają tam całe rodziny, bo twierdzą, że nie mają innego wyjścia. Z kolei zarząd walczy z nielegalnymi lokatorami. Odłącza im prąd oraz mówi o braku chęci i możliwości przyjmowania kolejnych osób, które miałyby na stałe przebywać na działkach.
Rodzinny Ogród Działkowy im. mjr. Henryka Sucharskiego jest jednym z największych tego typu ogrodów na całym Pomorzu. Łącznie liczy 1010 działek, z czego zamieszkałych było ponad 300.
– To ewenement w skali krajowej, że tylu mieszkańców „odziedziczyliśmy” i już z nimi jesteśmy – mówi Andrzej Nowacki, wiceprezes ROD im. mjr. H. Sucharskiego. – Stanowczo podkreślam, że jako zarząd nie dobierzemy ani jednego więcej – dodaje.
Zarząd od lat walczy o zmniejszenie liczby mieszkańców ogrodu i przywrócenie jego pierwotnego przeznaczenia. Tymczasem znajdują się kolejne osoby, które z różnych powodów decydują się na to, by zamieszkać w tym miejscu. Przykładem może być Arkadiusz Szyca, który w marcu 2017 roku stał się właścicielem jednej z działek.
– Chciałem wyremontować ten dom dla dzieci, żeby można było w nim swobodnie przebywać, ale sytuacja zmusiła nas to tego, by tutaj zamieszkać – dodaje pan Arkadiusz.
Innego zdania jest zarząd ogrodów, który uważa, że to celowe działanie uwarunkowane ekonomicznie i nie uznaje argumentów odnoszących się do sytuacji losowej, oraz powołuje się na przeprowadzone wcześniej rozmowy.
– Tutaj nie trzeba płacić czynszu, żyje się za 20 złotych miesięcznie – podkreśla Andrzej Nowacki.
– To nie było celowe działanie. Mieliśmy duże problemy finansowe i nie było nas stać na dalsze wynajmowanie mieszkania – odpowiada Arkadiusz Szyca. – Stwierdziliśmy, że na jakiś czas przyjdziemy na działkę. Jak sytuacja trochę się polepszy, to się stąd wyprowadzimy – nadmienia.
– Na tę chwilę jesteśmy zmuszeni, żeby tutaj być – mówi pani Ilona, partnerka pana Arkadiusza. – Niestety, te warunki zagrażają życiu i zdrowiu. Muszę pilnować dzieci, żeby nie zawadziły o świeczki – dodaje.
Od grudnia 2017 roku na działce, którą zamieszkują pani Ilona i pan Arkadiusz z dziećmi, została odcięta energia elektryczna. Od tamtego czasu dzieci muszą uczyć się i bawić przy świeczkach. Zarząd miał poinformować o takiej możliwości już podczas podpisywania umowy o dzierżawę działki, w której jest wyraźnie zapisane, że nie może być ona zamieszkiwana.
– Najemcy wszystko podpisują, mimo że jest regulamin, statut i uchwała sejmowa – podkreśla Jadwiga Lewandowska, prezes ROD im. mjr. H. Sucharskiego.
Za zarządem stoi prawo i wewnętrzne regulaminy, z którymi zapoznawani są dzierżawcy. Dodatkowo na działkach ma nie być warunków do zamieszkiwana, ze względu na brak czynnego wodociągu, możliwości wywozu nieczystości i odpowiedniego transformatora. Ten, który funkcjonuje, jest przystosowany jedynie do obsługi działek rekreacyjnych, a nie mieszkalnych. To sprawia, że rodzinne ogrody działkowe nie są terenami, które można zamieszkiwać.
– Ponieważ domy na działkach nie są lokalami mieszkalnymi, osoby, które tam zamieszkują, w świetle prawa są bezdomne – zaznacza Anna Kosmalska, dyrektor MOPS w Wejherowie.
Teoretycznie osoby formalnie bezdomne mogą liczyć na wsparcie miasta w uzyskaniu mieszkania. W praktyce okazuje się jednak, że zapewnienie lokalu mieszkalnego to wyzwanie, któremu magistrat nie może podołać.
– Jedyna pomoc, jaką może zaoferować miasto, to przydział lokalu, wtedy gdy taki mieszkaniec złoży odpowiedni wniosek. Na dzisiaj, jak powszechnie wiadomo, nie ma wolnych lokali mieszkalnych – informuje Beata Rutkiewicz, zastępca prezydenta Wejherowa.
Tak naprawdę nikt nie ma pomysłów na to, w jaki sposób wyjść z tej patowej sytuacji, a zwłaszcza jak pomóc dzieciom. Opisywaną rodzinę skontrolował MOPS, który stwierdził, że nie są one zagrożone.
– Dzieci chodzą do szkoły, są ubrane adekwatnie do pory roku, nie są też zastraszone. W miarę własnych możliwości rodzice zabezpieczają podstawowe potrzeby dzieci, natomiast wymagają naszego wsparcia finansowego, w opłatach za dostarczanie energii elektrycznej, i innego nie oczekują – potwierdza Anna Kosmalska.
Warto podkreślić, że działka pana Arkadiusza nie jest jedynym przykładem odcięcia prądu. Trudno jest jednoznacznie wskazać, kto w takich przypadkach ma rację. Zarząd działek i osoby, które zamieszkują na tym terenie, kierują się własnym dobrem. Bezradne są także władze Wejherowa.
– Miasto nie ma żadnych możliwości prawnych, aby uczestniczyć w sporze między działkowiczami a zarządem ogrodów. W niektórych wypadkach na pewno sytuacja jest trudna. Mamy nadzieję, że dojdzie do rozwiązania sporu w trybie negocjacji – mówi Beata Rutkiewicz.
Czy tak się stanie, tego na razie nie wiadomo. I póki co, nie widać takich chęci ani możliwości. Jedno pozostaje pewne – sprawa musi zostać rozwiązana. W przeciwnym wypadku cierpieć będą zarówno działkowcy, jak i mieszkające tam osoby oraz ich dzieci.