13.01.2022 15:30 13 WH/TTM
Za nami protest rybaków przybrzeżnych na krajowej szóstce w Kębłowie. Demonstranci liczą, że ich problem zostanie zauważony i przyniesie efekty. Przeznaczone fundusze unijne dla nich mają być blokowane przez Departament Rybołówstwa Morskiego. Jak sami mówią - „branża rybacka zaczyna ginąć na każdym akwenie”.
W czwartek (13 stycznia) w godzinach 11:00 - 13:00 na DK6 w Kębłowie, na wysokości przystanku autobusowego, miał miejsce protest rybaków. Uczestnicy akcji przechodzili cyklicznie przez przejście dla pieszych, a to powodowało korki na drodze.
To wyraz sprzeciwu wobec ujawnionych nieprawidłowości w Departamencie Rybołówstwa. Protestowały dwie organizacje - Zrzeszenie Rybackie Zalew Wiślany i Sztab Kryzysowy Polskiego Rybołówstwa Przybrzeżnego. Ich wspólnym celem jest, aby „polskie rybołówstwo nie zostało zlikwidowane”.
— Blokują rybakom fundusze. Z chwilą, gdy wszedł do Bałtyku segment paszowy, zaczęły się dziać kłopoty. Unia o tym doskonale wiedziała i nic nie mówiła, że Polska ma robić blokadę funduszów dla rybaków. Przez nasz fundusz mieliśmy być cały czas dotowani, ale departament to wstrzymuje – mówi Henryk Pozorski, rybak z Helu oraz prowadzący i założyciel Sztabu Kryzysowego Polskiego Rybołówstwa Przybrzeżnego.
Powodem protestu było ujawnienie przez prokuraturę, CBA i ABW nieprawidłowości przy wydawaniu unijnych funduszy przez Departament Rybołówstwa Morskiego.
— To nie powinien nazywać się Departament Rybołówstwa Morskiego. Powinien mieć nowy człon – zakład pogrzebowy rybołówstwa morskiego. Wszystko co robi, czyni niezgodnie z tym, żeby nas dotować. Unia mówi, ze my nie tylko jako armatorzy, ale tez jako rybacy i rodziny rybaków powinniśmy być dotowani z tych funduszy. A nam się proponuje likwidację naszego segmentu. To jest bardzo dużo ludzi – dodaje Pozorski.
Protestujący żądają m.in. odblokowania funduszy unijnych czy odsunięcia urzędników departamentu od decyzji związanych z wydatkowaniem unijnych funduszy rybackich. Kolejnym kłopotem jest wymieranie ryb w Morzu Bałtyckim.
— Musimy coś zrobić i uzmysłowić ludziom, że branża rybacka zaczyna ginąć na każdym akwenie. W zeszłym roku została zamknięta przez MON strefa przy granicy z Rosją. Zostały nam zabrane łowiska. Zgłosiliśmy protesty. Odbyła się komisja sejmowa i obiecywano nam, że w niedługim czasie wrócimy na łowiska, zaczniemy łapać. Do dzisiaj stoi to w martwym punkcie. Procedura legislacji jest oczekująca. Gdzie nie zadzwonię, gdzie nie uderzamy pismami czy telefonami, spotykamy się z murem - wyjaśnia Teresa Ruksztełło z Zrzeszenia Zalew Wiślany. - A my rybacy przybrzeżni nie mamy siły przebicia. Jest lobby, które decyduje za rybaków. My rybacy chcemy sami brać udział w decyzjach, które nas dotyczą.
Rybacy zapewniają, że będą protestować, dopóki przyniesie to efekty. Jeżeli czwartkowy strajk nie poskutkuje, szykuje się kolejny na większą skalę.
— Unia Europejska dawała na rozwój – samochody, chłodnie, przetwórnie. Wiecie jakie są programy dla rybaków, którzy korzystali z tych środków? Kasujcie się! Kto tymi programami dysponuje, kto je przeznacza i projektuje? Polskie rybołówstwo jest w zapaści. Za protest przepraszamy z góry. Wiemy, że to kłopot dla podróżujących, ale inaczej chyba nie damy rady – dodaje Ruksztełło.