15.11.2021 15:00 38 WH
W nocy z niedzieli na poniedziałek (14-15 listopada) doszło do kradzieży – na parkingu Ochotniczej Straży Pożarnej w Bolszewie nieznany sprawca lub sprawcy wywiercili otwory w zbiorniku i spuścili paliwo z samochodu. Auto należy do druha, który wtedy był na akcji. To nie pierwsze tego typu przykre zdarzenie, które spotkało ochotników.
Pierwszy incydent wydarzył się trzy miesiące temu – w remontowanej części remizy, gdzie nie było jeszcze założonego alarmu.
— Wykorzystali okazję i weszli do części remontowanej. Nie było wielkich strat. Zniknęły tańsze narzędzia oraz rzeczy niezbędne do budowy, czyli silikony, kleje i podobne rzeczy. Łączne straty to 700 złotych – mówi Grzegorz Hinz, prezes OSP Bolszewo. - Nie zgłaszaliśmy tego na policję, bo myśleliśmy, że zrobiły to osoby, które były w potrzebie, nie miały pieniędzy. Nie zabrali droższego sprzętu, który tam leżał. Zrobiło nam się po prostu żal.
Spokój trwał do nocy z 6 na 7 listopada (sobota-niedziela), kiedy uszkodzono samochód należący do strażaczki. Auto nie stało na terenie OSP, tylko obok.
— Dziewczyna, kiedy rano przyszła po samochód, to nie miała tablic rejestracyjnych, a tylna mała szyba została wybita – dodaje Hinz.
Kolejna kradzież miała miejsce pod osłoną nocy, z niedzieli na poniedziałek (14-15 listopada) kilka minut przed godziną 1:00. Akurat wtedy bolszewscy strażacy brali udział w akcji.
— Jechaliśmy do ratowania życia ludzkiego. Dojechaliśmy na miejsce i okazało się, że jest po akcji. Przybyłe zastępy zostały odesłane do jednostki. To trwało dokładnie 30 minut – relacjonuje prezes Ochotniczej Straży Pożarnej.
Złodziejowi lub złodziejom wystarczyło zaledwie pół godziny, aby wywiercić sześć dziur w zbiorniku i skraść paliwo z samochodu. Żeby tego było mało, to została uszkodzona klapka od wlewu paliwa i porysowano lakier. A wszystko to miało miejsce na oświetlonym parkingu na terenie remizy.
Podczas wypadku lub pożaru liczy się każda minuta, aby pomóc, dlatego ochotnicy przyjeżdżają prywatnymi autami i zostawiają je przed siedzibą OSP. Sprawa wywołała lawinę komentarzy i masę emocji wśród strażaków i mieszkańców Bolszewa.
— Druh musi wymienić cały zbiornik w samochodzie. Mało tego prowadzi własną działalność gospodarczą i nie ma możliwości dojazdu do pracy. Terminy gonią, a chłopak siedzi w straży i łapie się za głowę. Załatwia nowy zbiornik, aby wrócić do pracy, bo dzisiaj nie zarabia pieniędzy. Jechał ratować ludzkie życie, a stało się takie coś – mówi Grzegorz Hinz.
Zarząd OSP Bolszewo, jak i druhowie działają, aby zabezpieczyć teren remizy. Gmina Wejherowo wyraziła chęć pomocy w założeniu monitoringu. Pozostaje kwestia znalezienia firmy, która się tym zajmie. Strażakom zależy na czasie.
— To jest tragedia. Co my złego robimy? Zabezpieczamy przemarsze, uroczystości, zbiórki krwi. Jeżeli ktoś do nas przyjdzie z prośbą, my nigdy nie odmawiamy. Zawsze pomagamy. Pomagamy prowadzić zbiórki z wykorzystaniem sprzętu, pomagamy w prowadzeniu licytacji. Nic złego nie robimy, a za dobre złem nam wynagradzają. Mówię o przestępcach – komentuje prezes.
Policja bada dwie sprawy i stara się wyjaśniać okoliczności. To nie jedyne przypadki kradzieży, o których wspominają mieszkańcy Bolszewa - na przyległych ulicach w pobliżu remizy wycinano katalizatory.