Kilkadziesiąt kutrów rybackich od wtorku stoi w portach. Rybacy z małych jednostek poławiających dorsza na wschodnim Bałyku, w porozumieniu z ministerstwem rolnictwa na dwa miesiące zawiesili działalność, w zamian mają otrzymać rekompensaty finansowe z 25 mln puli.
Ministerialnym obietnicom zaufało 40 procent małej floty rybackiej ze wschodniego Bałtyku. W zamian za dwumiesięczne zdeponowanie swoich dorszowych licencji połowowych, rybacy mają otrzymać rekompensatę. Problem w tym, że kutry już stoją, a ministerstwo pieniędzy dopiero szuka.
Chodzi o około 25 mln złotych. Kwota ta ma wystarczyć między innymi dla kilkudziesięciu jednostek, które od wczoraj nie wychodzą na łowiska. Jak tłumaczą ich armatorzy - nie dlatego, że nie chcą, ale dlatego, że nie mają po co. Dorsza w ich strefie zwyczajnie nie ma.
Rybacy zaznaczają, że nie potrzebują jałmużny a kompleksowych rozwiązań dla polskiego rybołówstwa. W styczniu powołano sztab kryzysowy i przedstawiono ministerstwu cztery postulaty. Wśród nich znalazły się takie punkty jak: niewprowadzanie indywidualnych zbywalnych kwot połowowych, zabezpieczenie środków w nowym programie operacyjnym 2014-2020 na trwałe zaprzestanie działalności połowowej, zastosowanie dopłat do nieekonomicznych limitów połowowych przyznanych polskim rybakom na rok 2014 przez polski rząd, wprowadzenie bezwzględnego zakazu wpisywania do rejestru statków rybackich nowych jednostek połowowych.
Część z nich to tak zwani rybacy nielimitowani a ci chcą teraz, żeby także i im przyznać rekompensatę za stanie w portach. Wpłynie to jednak na wydłużenie okresu oczekiwania na decyzję ministerstwa oraz na wysokość przyznanych dotacji.
Nie ma jeszcze terminu ostatecznych decyzji ani kolejnego spotkania sztabu kryzysowego z ministerstwem.