Wiele polskich miast może wkrótce osiagnąć maksymalny próg zadłużenia. Oznacza to, że konieczne będą drastyczne oszczędności – zahamowania inwestycji i finansowanie tylko najważniejszych bieżąych wydatków.
Zadłużenie niektórych pomorskich samorządów też jest dość spore. Na razie zadłużenie większości miast w naszym województwie nie przekracza 40-50 proc. dochodów, więc drastyczne cięcia wydatków im nie zagrażają.
Kilka okolicznych miast niebezpiecznie zbliża się do maksymalnego progu zadłużenia wynoszącego 60 proc. dochodów. W Gdyni wynosi ono 52,78 proc. Nienajlepiej sytuacja maluję się też w Rumi (44,05 proc.) oraz w Gdańsku (42,6 proc.). Na szczęście na najbliższe lata prognozowane jest zmniejszenie zadłużenia.
Najmniejszym zadłużeniem mogą poszczycić się Wejherowo i Sopot. W Wejherowie kwota zadłużenia wynosi zaledwie 18,4 proc. dochodu, w Sopocie jest to nieco więcej – 28 proc.
Skąd wzięły się takie długi? Miasta przystępują do wielkich inwestycji, mających podnieść poziom życia. Większość projektów jest finansowana ze środków unijnych, jednak samorządy muszą znaleźć miliony złotych na wkład własny. Z powodu braku takich kwot w budżetach, są zmuszone zadłużać się.
Przewiduje się, że w ciągu kilku najbliższych lat zadłużenie Gdańska przekroczy 50 proc. jego dochodów. W tym roku miasto wydzieliło 0,5 mld zł na inwestycje drogowe. Większą część tej kwoty, bo aż 300 mln zł zostanie przeznaczone na budowę Tras Słowackiego i Sucharskiego. 40 mln pochłonie w tym roku budowa Europejskiego Centrum Solidarności, a 45 mln zł – prace przy PGE Arenie. Ukończona już hala sportowo-widowiskowa na granicy Gdańska i Sopotu kosztowała 340 mln zł.
Gdynia wydała ponad 80 mln zł na budowę stadionu Arki. Modernizacja węzła św. Maksymiliana pochłonęła ok. 30 mln zł.
Maksymalny pró zadłużenia wynosi 60 proc. dochodu. Jeśli dojdzie do jego przekroczenia, miasto może liczyć się z poważnymi konsekwencjami. Jego wydatki mogą zostać ograniczone jedynie do wysokości dochodów.